Bramki: dla Polski - Euzebiusz Smolarek trzy (56, 64, 66); dla Kazachstanu - Dmitrij Biakow (20). Żółta kartka: Siergiej Łarin (Kazachstan).Sędziował Espen Berntsen (Norwegia).Widzów: 13 000.
Polska: Artur Boruc; Michał Żewłakow (46-Marcin Wasilewski), Jacek Bąk, Mariusz Jop, Grzegorz Bronowicki; Wojciech Łobodziński (79- Kamil Kosowski), Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek; Euzebiusz Smolarek, Marek Saganowski (46-Maciej Żurawski).
Kazachstan: Dawid Łorija; Dmitrij Liapkin, Aleksandr Kuczma, Samat Smakow, Kajrat Nurdauletow; Siergiej Skorych (80-Andriej Karpowicz), Rusłan Bałtijew, Siergiej Łarin (72-Murat Sujumagambetow), Nurboł Żumaskalijew; Siergiej Ostapienko, Dmitrij Biakow (84-Kairat Aszirbekow).
Selekcjoner polskiej reprezentacji Leo Beenhakker określił mecz z Kazachstanem jako jeden z trzech kroków, które trzeba wykonać, by po raz pierwszy awansować do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Krok wydawałoby się najłatwiejszy z pozostałych, gdyż rywalem była drużyna plasująca się w rankingu światowym 104 pozycje niżej, która w dodatku jeszcze nigdy występując w strefie europejskiej nie wygrała wyjazdowego meczu o punkty. Polacy z kolei jeszcze nigdy nie byli tak blisko historycznego sukcesu.
Polscy piłkarze na własnym terenie radzili sobie z teoretycznie dużo słabszymi rywalami, często wygrywając wysoko. Na ich życzenie mecz zorganizowano na stadionie Legii, gdzie w eliminacjach mistrzostw Europy przegrali wcześniej tylko raz - za kadencji Zbigniewa Bońka z Łotwą 0:1 (w piątek od tej wpadki minęło pięć lat).
Mimo wysokich cen biletów (od 50 do 400 złotych) i przenikliwego zimna na trybunach warszawskiego obiektu zasiadł komplet 13 tys. kibiców, którzy nie mieli wątpliwości, że "biało-czerwoni" powiększą swój dorobek o trzy punkty. Chóralnie odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego, uczcili minutą ciszy pamięć zmarłego we wtorek ojca reprezentanta Polski Marcina Wasilewskiego i od pierwszego gwizdka norweskiego arbitra zagrzewali do walki swoich ulubieńców licząc na efektowną wygraną.
Podopieczni Leo Beenhakkera zaczęli z ogromnym animuszem. Jednak atakom brakowało dokładności i piłka rzadko trafiała do Euzebiusza Smolarka i Marka Saganowskiego, z których Holender stworzył tym razem duet napastników, pozostawiając w rezerwie Macieja Żurawskiego. Efektu nie przyniosły też stałe fragmenty gry, ale kibice nie tracili nadziei, że "w końcu wpadnie".
W 20. minucie na stadionie zapanowała jednak konsternacja. Schowani do tej pory za podwójną gardą Kazachowie przeprowadzili szybką akcję prawą stroną boiska, Siergiej Łarin zagrał do Dmitrija Biakowa, który pewnym uderzeniem z kilku metrów nie dał szans Arturowi Borucowi. Nikt z wyjątkiem kilkudziesięcioosobowej grupy kazachskich studentów, którzy zaopatrzeni we flagi narodowe wspomagali rodaków, nie mógł uwierzyć to, co się stało.
Zanim Polacy rzucili się do odrabiania strat mogli zostać skarceni po raz drugi - piłkę po technicznym strzale Nurboła Żumaskalijewa Artur Boruc zdołał jednak wybić na rzut rożny.
Później zaczęło się ostrzeliwanie bramki strzeżonej przez Dawida Łoriję. Z dalszej odległości próbowali go pokonać Wojciech Łobodziński i Jacek Krzynówek, a z pola karnego - dwukrotnie - Marek Saganowski. Bez efektu.
W pierwszej połowie polski zespół rozczarował. Bezproduktywny był mający ostatnio kłopoty z miejscem w jedenastce Zagłębia Lubin Wojciech Łobodziński, niewidoczni - Euzebiusz Smolarek i motor napędowy "biało-czerwonych" w ostatnich meczach Mariusz Lewandowski, niepewne interwencje zdarzały się Mariuszowi Jopowi i Grzegorzowi Bronowickiemu, a szarże Jacka Krzynówka także nie przyniosły powodzenia.
Schodzących na przerwę piłkarzy pożegnały gwizdy, choć kibice nie tracili nadziei, że w drugiej połowie zobaczą zupełnie inaczej grającą drużynę.
Służyć temu miały zmiany, na które zdecydował się Leo Beenhakker - kontuzjowanego Michała Żewłakowa zastąpił Marcin Wasilewski, a miejsce Marka Saganowskiego zajął w ataku Maciej Żurawski.
Zanim rozpoczęła się gra publiczność dodała piłkarzom otuchy gromkim "Jesteśmy z wami, Polacy jesteśmy z wami". Po dwóch minutach gry kibice doświadczyli niespodziewanej atrakcji, a organizatorom zaczęło szybciej bić serce - na stadionie zgasło światło.
Gra została przerwana, a piłkarze obu zespołów szybko zbiegli do szatni. Po pięciu minutach jupitery rozbłysły na nowo, choć nie wszystkie jednocześnie i nie z całą mocą. Oczekiwanie na wznowienie gry trwało pół godziny, a ostateczną decyzję o kontynuowaniu meczu podjął delegat UEFA z Rumunii Cornel Cristian Biovolaru. Gdyby okazało się to niemożliwe w sobotę, spotkanie dokończone zostałoby w niedzielę, przy świetle dziennym.
Nieplanowana przerwa odmieniła polskich piłkarzy, którzy zaczęli grę z ogromnym animuszem. W 51. minucie bliski szczęścia był Maciej Żurawski, a chwilę później gorąco zrobiło się na przedpolu bramki gości po akcji Wojciecha Łobodzińskiego.
Kolejny atak "biało-czerwonych" przyniósł gola - piłkę przejął Mariusz Lewandowski, podał do Jacka Krzynówka, ten dostrzegł wychodzącego na czystą pozycję Euzebiusza Smolarka, który z zimną krwią pokonał wybiegającego z bramki Dawida Łoriję.
Po wyrównaniu Polacy zaatakowali z podwójną energią. W 58. minucie w dobrej sytuacji w piłkę nie trafił Dariusz Dudka, ale dwie kolejne akcje zakończyły się bramkami. Strzelcem obu był "Ebi" Smolarek - w 64. minucie po rzucie rożnym wykorzystał sprytne zagranie Jacka Bąka, a 120 sekund później uderzył nie do obrony z linii pola karnego. Klasyczny hat-trick w 11. minut i siedem trafień w obecnych eliminacjach.
A na trybunach fiesta. "Jeszcze jeden, jeszcze jeden" mieszało się z "Ebi, Ebi", a gdy Polacy długo utrzymywali się przy piłce pojawiło się słynne hiszpańskie "ole, ole".
Skończyło się na 3:1. Polacy, choć długo mieli kłopoty, zrealizowali cel - zdobyli trzy punkty, które po korzystnych dla nich wynikach w innych meczach grupy A, znacznie przybliżyły ich do wyjazdu na Euro-2008. Niezależnie od wszystkiego trzy punkty wywalczone w pozostałych dwóch spotkaniach zapewnią im awans. Najbliższa okazja - 17 listopada na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Rywal - Belgia. Zwycięstwo zapewni historyczny sukces.ab, pap