"To była zwykła awaria. Można powiedzieć, że złośliwość przedmiotów martwych. Takie rzeczy się zdarzają i nic nie można poradzić. Nie było w tym niczyjej winy" - powiedział po meczu Michał Listkiewicz, który podkreślił, że Polsce nie grożą z tego powodu żadne kary.
"Rozmawiałem po meczu z delegatem UEFA, sędziami i nikt nie miał do nas pretensji. Wszyscy ze zrozumieniem podeszli do tej nieprzewidzianej sytuacji. Nie ma mowy o żadnych karach, sankcjach czy to dla federacji, czy też dla organizatorów meczu. Co więcej, pretensji nie mieli nawet Kazachowie. Ich trener przyznał, że takie rzeczy zdarzają się, nie doszukiwali się w tym żadnych podtekstów" - dodał.
Trzy minuty po rozpoczęciu gry w drugiej połowie meczu nad stadionem zapanowała zupełna ciemność. Jednocześnie zgasły wszystkie jupitery na czterech masztach. Przerwa w grze trwała prawie pół godziny.
"Oczywiście, że się denerwowałem, jak chyba wszyscy. Nie dość, że Polacy przegrywali (w momencie awarii Kazachowie prowadzili 1:0 - przyp. PAP), to jeszcze kłopot ze światłem. Organizatorzy skontaktowali się natychmiast z zakładem energetycznym, który odpowiada za dostarczanie prądu na stadion Legii, ponadto urochomiony został zastępczy generator energii, który jest wymagany na stadionych, gdzie rozgrywane sa mecze międzypaństwowe czy w europejskich pucharach" - powiedział.
"Jaki byłby wynik, gdyby światło nie zgasło? Tego się nigdy nie dowiemy" - podkreślił prezes PZPN.
Decyzja o kontynuowaniu meczu należy w takich przypadkach do delegata UEFA. "Przepisy są dość liberalne w tej kwestii. O wszystkim decydują delegat i sędziowie. Nie ma jednoznacznie określonego czasu oczekiwania na usunięcie awarii. Wszystko opiera się na konsultacjach z organizatorami" - wyjaśnił.
Listkiewicz nie krył zadowolenia, że mecz udało się dokończyć w sobotę.
"Gdyby było inaczej, byłby +dograny+ w niedzielę, zapewne przy świetle dziennym. Stanowiłoby to jednak olbrzymi problem organizacyjny. Po pierwsze - kibice, którzy przyjechali do Warszawy z odległych nieraz zakątków Polski, po drugie - wszystkie służby czuwające nad bezpieczeństwem, ochroną, po trzecie - reprezentacja Kazachstanu, która w niedzielę wczesnym porankiem miała wracać do kraju, by zdążyć na środowy mecz z Portugalią. Dlatego bardzo się cieszę, że mimo kłopotów udało się dokończyć spotkanie w sobotę. No i wygrać. To mogą być bezcenne punkty, tym bardziej, że rywale znowu grali dla nas. Do awansu brakuje już bardzo niewiele" - stwierdził.
Szef PZPN przyznał, że nigdy wcześniej nie spotkał się z podobną sytuacją na meczu reprezentacji Polski. "Zdarzały się takie problemy w spotkaniach o europejskie puchary, podczas których pełniłem rolę delegata. Ale zawsze udawało się szybko usunąć awarię" - zakończył Michał Listkiewicz.
ab, pap