Organizacja Naturschutzbund Deutschland po raz kolejny zwróciła uwagę na zagrożenia związane z inwazyjnym gatunkiem szerszenia, coraz szybciej zadomawiającym się w Europie. Naukowcy podkreślili, że jest on niebezpieczny nie tylko dla pszczół miodnych, których pojedynczy osobnik potrafi uśmiercić nawet do 50 dziennie. Może on stanowić zagrożenie nawet dla człowieka, szczególnie podczas obrony swojego gniazda.
Szerszenie azjatyckie nie do zatrzymania?
– Rozprzestrzenianie się szerszenia azjatyckiego nie może już zostać zatrzymane. W wielu miejscach badania nad gatunkiem dopiero raczkują, ale eksperci zgadzają się co do tej jednej kwestii. Obecnie nowe spostrzeżenia rejestrowane są niemal codziennie, czasami nawet kilka na przestrzeni 24 godzin. To problem dla wielu hodowców pszczół, ponieważ te insekty jedzą pszczoły i inne zapylające owady. Konsekwencje dla lokalnych ekosystemów są nie do przewidzenia – podkreślał jeden z niemieckich naukowców.
Zaznaczał jednak, że pod żadnym pozorem nie powinno się samodzielnie usuwać gniazd takich szerszeni. Birgit Kaiser de Garcia z Nadrenii Północnej-Westfalii dodawała, że każdy człowiek użądlony przez szerszenia azjatyckiego powinien jak najszybciej udać się do bezpiecznego, zamkniętego miejsca. Samo użądlenie nie jest niebezpieczne, o ile nie wystąpią pewne konkretne alergie. Problem polega na czym innym.
Co zrobić, gdy użądli nas szerszeń azjatycki?
Kaiser de Garcia tłumaczyła, że szerszenie azjatyckie atakują, kiedy gniazdo zostanie usunięte, kiedy ktoś nim potrząsa, albo gdy jakaś osoba się do nich zbliży. Kolonia może liczyć nawet do dwóch tysięcy osobników, dlatego absolutnie nie należy usuwać gniazd na własną rękę.
Otóż kiedy szerszeń azjatycki użądli daną osobę, naznacza ją jako „agresora” – tego, który zaatakował gniazdo. Wówczas pozostałe osobniki z tego gniazda będą ścigać oznakowanego i żądlić go wiele razy. Nawet, jeśli oddalił on się od miejscach ich bytowania.
Czytaj też:
Dlaczego orki atakują statki? Naukowcy wyjaśniająCzytaj też:
Ten quiz zaczyna się niewinnie! Czwarte pytanie wielu zaskoczy