Tiktokerka o nicku Bekalarska opublikowała nagranie, w którym opowiada historię swojej pracy na produkcji zapachów do aut w Kaliszu (Wielkopolskie). Jak zaznaczyła, praca była prosta, nie wymagano specjalnych umiejętności czy wykształcenia. Znalazła ją za pośrednictwem agencji pracy i podpisała umowę zlecenie.
– Praca była super, nie była to wymarzona praca, ale też nie najgorsza, pracowałam w gorszych miejscach. Odnajdywałam się, nie było fizycznie nic trudnego w tej pracy, ale psychicznie była masakra. Panował tam straszny mobbing, mobbing od góry, od osób postawionych wyżej i mobbing między pracownikami – opowiadała na nagraniu pani Justyna.
Kobieta wspomina o nierównym traktowaniu pracowników i mobbingu, jakiego miała dopuszczać się kierowniczka. Pani Justyna pracowała tam dwa miesiące, ale dopiero wczoraj przelała się czara goryczy.
Nakaz noszenia bielizny. „Taki był komunikat”
– W poniedziałek rano dostaliśmy komunikat: pani kierownik przy wszystkich dziewczynach powiedziała, że od dzisiaj jest nakaz noszenia bielizny, że proszę zakładać bieliznę i tyle, taki był komunikat – mówiła kobieta.
Dodała, że nie nosi stanika od trzech lat, jak nie więcej. „Chodzę ubrana tak, że nikt nawet nie zauważy, że nie mam tego stanika, chyba, że bardzo mu na tym zależy” – powiedziała.
Pracownice na to zarządzenie zareagowały różnie. Jedne z uśmiechem, inne były zaskoczone nowymi zasadami, które tak daleko ingerują w wolność pracowniczek. – Ja rozumiem, że dla normalnych osób to całkowicie normalne i całkowicie naturalne, że zakłada się stanik, ale dla niektórych widocznie nie. Taki był komunikat od kierowniczki, która ma zarządzać ludźmi, interesuje się czyimś stanikiem, szczerze mówiąc zszokowało mnie to – mówiła pani Justyna.
„Łzy stanęły mi w oczach”
Nie planowała zastosować się do zalecenia. Dwa dni później tiktokerka miała zostać złapana za rękę i usłyszeć: „czemu nie masz stanika?”. – Poczułam się jakby ktoś mnie obdarł z godności w jednym momencie, zero szacunku, poczułam się mega źle, stanęły mi łzy w oczach – dodała autorka nagrania. Podkreśliła, że nie była jedyną pracowniczką, która otrzymała taką uwagę – jej koleżanka także usłyszała żądanie od kierowniczki, by następnego dnia przyjść do pracy w staniku.
Obie pracowniczki dostały w trakcie przerwy telefon od agencji, która pośredniczyła w ich zatrudnieniu z informacją, że ich umowa została rozmwiązana. – Dostaliśmy telefon, że nasza umowa jest rozwiązana, że jutro mamy nie przychodzić do pracy, że jeśli chcemy oddać nasze plakietki, to możemy podjechać do agencji albo oddać je pani kierownik. Byłam w szoku, bo dopiero, co się przeprowadziłam, dostałam pracę, myślałem, że będzie okej, a zostałam bez pracy z dnia na dzień – żaliła się tiktokerka.
Zwolnione kobiety pojechały do agencji, by uzyskać informację o okolicznościach i powodach zwolnienia. Nie otrzymały jednak żadnych wyjaśnień.
Adwokat Paweł Matyja o incydencie
O sprawę zapytaliśmy adwokata Pawła Matyję. Specjalista stwierdził, że w pierwszej kolejności należałoby ustalić, czy w zakładzie pracy obowiązywał jakikolwiek regulamin, określający obowiązujący strój służbowy, względnie czy takie stroje służbowe pracodawca zapewniał.
– Oczekiwanie od pracownika określonego ubioru, w przypadku braku regulacji wewnętrznych normujących powyższą kwestię byłoby niedopuszczalne. Z nagrania zamieszczonego na Tiktoku wynika, że takich regulacji w zakładzie pracy nie było, co powyższy problem de facto rozwiązuje – podkreślił ekspert. – Komentarze pod adresem cudzego wyglądu nie powinny mieć miejsca, a już tym bardziej, jeśli byłyby czynione publicznie i dotyczyły szeroko rozumianej sfery intymnej – dodał.
Paweł Matyja podkreślił, że z nagrania nie wynika nawet, by wygląd kobiety był wyzywający, czy mogący wywoływać zgorszenie.
Pani Justyna może żądać zadośćuczynienia
– Pracownica może w mojej ocenie żądać zadośćuczynienia za naruszenie jej dóbr osobistych, w tym szczególności jej godności osobistej. Wysokość ewentualnego zadośćuczynienia zależy od rodzaju krzywd i skutków jakie w jej życiu, w tym przypadku sferze emocjonalnej wywołało to zachowanie. Jest to kwestia indywidualna, różni ludzie mają bowiem różny poziom wrażliwości. Zadośćuczynienia można też żądać na wskazany cel społeczny. Kobieta może również oczekiwać przeprosin i zaniechania podobnych uwag w przyszłości – wyjaśnił prawnik.
Dodał, że w przypadku zwolnienia, pracownikowi przysługuje prawo wniesienia odwołania do Sądu Pracy i domagania się przywrócenia do pracy, albo odszkodowania za bezprawne zwolnienie.
Paweł Matyja odniósł się również do zarzutów kobiety w temacie mobbingu. – Podnoszone przez pracownicę zarzuty dotyczące stosowania mobbingu mogą być w mojej ocenie znacznie trudniejsze do udowodnienia. Zachowania mobbingowe muszą mieć bowiem charakter uporczywy – powiedział adwokat.
Odpowiedź firmy. "Decyzja podjęta zgodnie z przepisami prawa pracy"
Do sprawy odniosło się kierownictwo firmy, która zatrudniała panią Justynę.
„W odpowiedzi na materiał opublikowany przez pracownicę agencji pracy w mediach społecznościowych, w którym mówiła o zwolnieniu z pracy z powodu braku biustonosza, firma MTM Industries sp. z o.o. oświadcza: Decyzja o zwolnieniu pracownika została podjęta zgodnie z przepisami prawa pracy i nie miała związku z brakiem bielizny” – czytamy w komunikacie opublikowanym na Instagramie.
„Jako organizacja dbamy o ochronę wszystkich pracowników przed dyskryminacją. Bardzo poważnie traktujemy osoby pracujące z nami i dla nas, zawsze działamy profesjonalnie, postępując zgodnie z najwyższymi standardami współżycia społecznego” – dodano.
Pod oświadczeniem podpisał się Mateusz Wieczorek, dyrektor operacyjny firmy.
Czytaj też:
Jedz Paluszki Beskidzkie. Polacy masowo wspierają przedsiębiorcę po tragediiCzytaj też:
Polska firma upada po prawie 80 latach działalności. 55 osób straci pracę