CDCP i Food and Drug Administration zidentyfikowały dwóch producentów popularnego warzywa, które jest uznawane za źródło epidemii salmonelli w 31 stanach – podaje American Broadcasting Company.
Informacje o pierwszych zachorowaniach na salmonellozę zaczęły spływać w połowie marca.
Epidemia salmonelli w USA. Wszystkiemu winne ogórki?
CDC ustaliło, że na ogórkach uprawianych głównie na Florydzie znalazły się pałeczki bakterii Salmonella Africana i Braenderup. Po ich spożyciu u zatrutych osób pojawiały się objawy. Łączna liczba mieszkańców Ameryki, którzy zachorowali, wynosi 449 w 31 stanach. Warto dodać, że hospitalizowano 125 osób, ale żadna z nich nie zmarła (w tym przypadku ryzyko takiego powikłania jest niewielkie).
ABC News podaje za CDC, że chorych jest prawdopodobnie znacznie więcej, ale nie wszyscy zgłosili się do placówek medycznych czy lekarzy. Poza tym może jeszcze minąć trochę czasu, zanim u kolejnych osób pojawią się pierwsze symptomy salmonellozy lub zanim w ogóle zjedzą swoje warzywa.
Salmonelloza – objawy. Biegunka wystąpić może dopiero po kilku dniach
Jak objawia się choroba? Biegunką, gorączką i skurczami żołądka. Skutki zjedzenia skażonego ogórka obserwowane są po kilku godzinach lub dniach. Warto podkreślić, że przeważająca liczba osób nie potrzebuje opieki lekarskiej w trakcie choroby i wraca do pełni zdrowia po czterech lub siedmiu dniach.
Najbardziej zagrożone w tym przypadku są – tak, jak przy wielu innych chorobach – dzieci, osoby starsze, a także te, które mają osłabiony układ odpornościowy – na przykład z powodu nieleczonego HIV (human immunodeficiency virus – ludzkiego wirusa niedoboru odporności), który prowadzi do rozwoju AIDS (acquired immunodeficiency syndrome – czyli zespołu nabytego niedoboru odporności). W takich przypadkach konieczna może być hospitalizacja.
By nie doprowadzić do odwodnienia, przy biegunce osobie chorej podaje się wodę z elektrolitami.
Czytaj też:
Woda po ogórkach kiszonych zawiera groźny składnik. Mało kto zwraca na to uwagęCzytaj też:
Znaleziono go u wybrzeży Kalifornii. Spotkanie „śledziowego króla” graniczy z cudem