W Polsce to nadal temat tabu. „Mało kto chce pomagać osobom w takiej sytuacji”

W Polsce to nadal temat tabu. „Mało kto chce pomagać osobom w takiej sytuacji”

Żałoba
Żałoba Źródło: Pexels / Karolina Grabowska
– Nie ma problemu z pozyskaniem finansowania na pomoc dzieciom, na poradniki dla rodziców, dla nauczycieli. Ale wsparcie osób w żałobie? Musieliśmy stworzyć zrzutkę na ten cel, ponieważ żadna firma oficjalnie nie chce wesprzeć osób w żałobie po śmierci samobójczej – mówi dr Halszka Witkowska, suicydolog.

Krystyna Romanowska: Samobójstwo człowieka wpływa nawet na 135 osób z jego otoczenia, a także zupełnie nieznajomych. A jednak, kiedy jesteśmy nawet dosyć blisko rodziny, w której wydarza się dramat, zwykle wybieramy ciszę, zamiast rozmowy. Czujemy się niezręcznie, myślimy: „trzeba dać im spokój, żeby oswoili się z sytuacją”, „lepiej nie wracać do tego tematu”. Często milkniemy, znikamy, nie chcąc ingerować w smutek. To dobrze czy źle?

Dr Halszka Witkowska: Najważniejsze to nie uciekać. A to wcale nie jest oczywiste. Nie wiedząc, jak się zachować staramy się ominąć, wyminąć, przeczekać. I to jest naturalne, bo – jeżeli mamy do czynienia ze śmiercią samobójczą dziecka i z żałobą jego rodziców – nie mamy aparatu poznawczego, żeby określić ich ból. Mówimy zawsze, że wielką tragedią jest, jeżeli dzieci umierają przed swoimi rodzicami. Ale w sytuacji samobójstwa młodego człowieka mamy także do czynienia z mechanizmem obwiniania się, szoku, niedowierzania. I my, ludzie z zewnątrz, nie chcąc krzywdzić rodziców, uciekamy w ciszę. A otoczenie ciszy, która zostaje wokół tej osoby, staje się przytłaczającym elementem społecznego wymazywania. Nawet nie wiadomo, jak nazwać rodziców, którzy zostali przez dziecko opuszczeni – język nie potrafi znaleźć na to słów.

Jeżeli nie cisza, to co powinniśmy wybrać?

Bycie, nieunikanie, obecność. Niektórzy potrzebują tego bardziej, inni – mniej, ale zawsze kontakt z drugim człowiekiem jest kojący. Bo to w rozmowie z nim rozpoczyna się proces przepracowywania tragedii.

Pamiętam, że na forum poświęconym rodzicom po stracie dziecka, jedną z rad było, aby wspominać imię zmarłego dziecka: „Jak sobie radzisz po odejściu Tomka, Ani…? Może mogłabym/mógłbym ci jakoś pomóc”? Żeby nie udawać, że go/jej nigdy nie było. Ludzie często boją się, że to imię wypowiadane w rozmowie wywoła emocje. I – oczywiście, że ono może wywołać łzy, ale nie ma w tym nic złego. Nie ma nic niewłaściwego w smutnych rozmowach. Język jest potrzebny po to, aby poukładać trudne emocje, a do tego potrzebny jest nam drugi człowiek.

Pamiętajmy, że pierwsze dni, tygodnie, czasem miesiące po stracie są najtrudniejsze w codziennych sprawach. Wykonywanie wówczas najprostszych czynności pomaga przetrwać to tsunami emocji, które jest wyjątkowo trudne. Bywa, że ludzie z doświadczeniem śmierci samobójczej, opowiadają np. to samo wydarzenie kilka razy.

Artykuł został opublikowany w 36/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.