Dominika Clarke od pewnego czasu spotyka się z przejawami niechęci ze strony części internautów. Wraz z większą popularnością pojawiła się też krytyka, przybierająca nawet w swojej masowości formę hejtu. Influencerka reaguje na negatywne zjawiska na różne sposoby. Tym razem postanowiła podzielić się historią z dzieciństwa.
Pięcioraczki z Horyńca. Dominika Clarke o trudnym dzieciństwie
– Jako dziecko często byłam dręczona, zwłaszcza przez dzieci z tego samego bloku. Najbardziej dał mi się we znaki Mrówa z trzeciego piętra, duży chłopak, kilka lat starszy ode mnie, który miał dziwną „zabawę” – plucia na mnie, zwłaszcza we włosy. Nie rozumiałam jego zachowania, ale to nie było najgorsze – zaczęła Instagramerka.
– Pewna dziewczyna tak nienawidziła moich długich, kręconych włosów, że gdy tylko mnie zobaczyła, mocno je łapała i wyrywała. Była też Dorota, szefowa naszego blokowiska – wysoka, wysportowana dziewczyna, która brała mnie pod swoją „opiekę” raz w roku, gdy przyjeżdżała moja ciocia z Niemiec i przywoziła słodycze, jakich nikt na osiedlu wcześniej nie widział – wspominała Clarke.
– Wtedy to ja stawałam się królową, ale na krótko – potem wracały przezwiska, plucie i wszystko inne. Pewnego dnia dzieci bardzo mi dokuczały. Zwykle starałam się to ignorować, ale tym razem postanowiłam poskarżyć się tacie. Zapłakana poszłam do domu; on wysłuchał mnie, wziął za rękę i wyszliśmy razem przed blok – opowiadała dalej.
Dominika Clarke o szoku po reakcji ojca
– Czułam się taka silna, jak księżniczka ze swoim rycerzem. Tata zapytał dzieci, o co chodzi, a one chętnie zaczęły zbierać się wokół i przekrzykiwać, opowiadając swoje historie. Okazało się, że najwięcej pretensji miały do mojego taty – że nie pozwala im grać pod oknem, że krzyczy na nich, gdy hałasują, i że przegania ich spod bloku – relacjonowała dalej.
– Dyskusja trwała długo, tata milczał, a dzieci coraz głośniej atakowały. W końcu złapał mnie za rękę i wróciliśmy do domu. Myślałam, że mnie przytuli i doda otuchy… ale zamiast tego krzyknął na mnie... – wyjawiła Dominika Clarke.
Matka pięcioraczków z Horyńca przyznała, że była w szoku. – Nie rozumiałam jego gniewu, nie rozumiałam, co zrobiłam źle. Czułam się zdradzona przez cały świat. To była ciężka lekcja, której do dzisiaj nie zapomniałam. Choć nadal nie rozumiem zachowania mojego taty, to zdarzenie nauczyło mnie jednej rzeczy – że najlepsza reakcja na zaczepki to brak reakcji – stwierdziła. W tym miejscu nawiązała do swoich teraźniejszych problemów.
Dzieciństwo przygotowało Dominikę Clarke na krytykę w sieci?
– Im bardziej próbujesz się bronić, tym bardziej dajesz im możliwość ataku – to są tacy ludzie, którzy we wszystkim znajdą coś – widać to choćby po niektórych komentarzach: „nic nie robi w kierunku diagnozy”, „po co pokazuję diagnozę, diagnoza tak nie wygląda”, „lekarz tak nie bada”, „diagnoza po jednej wizycie”, „jakieś bajki pani opowiada”, „w Polsce zrobiliby to lepiej”. To tylko niektóre z nich – cytowała.
Dominika Clarke pamiętała, by podziękować za wsparcie i zrozumienie tym, którzy wciąż pozytywnie reagują na kolejne materiały o rodzinie z Horyńca. – Cieszę się, że moje wpisy trafiają do Waszych serc. Wiem, że nie są dla każdego – niektórzy nie rozumieją, dlaczego piszę o takich emocjach, albo co w ogóle napisałam – zaznaczyła.
– Dla mnie to jest jak prowadzenie żywego pamiętnika, kawałek mojego świata, z perspektywy osoby neuroróżnorodnej, która widzi rzeczy trochę inaczej. Dzielę się moimi intymnymi myślami i obawami, bo to pomaga mi na naszej drodze – a może, choćby przypadkiem, wesprze też kogoś innego – wyjaśniała instagramerka.
Czytaj też:
Mama pięcioraczków z Horyńca usłyszała diagnozę. Zwróciła uwagę na jedną rzeczCzytaj też:
Szczere wyznanie matki pięcioraczków z Horyńca. Tak odpowiedziała internautom