Wędkarz z miejscowości Niedzica (województwo małopolskie) tego dnia wcale nie planował oddawać się łowieniu. Wybrał się jednak na Wisłę z kolegą, który namówił go na spotkanie. Choć miał zostać w swojej pracowni i dokończyć zamówiony na zlecenie wobler (sztuczną przynętę), to jednak skusił się na wyprawę.
Nieplanowane zmagania z gigantycznym sumem z pewnością zapamięta na długo.
„Patrz, jaki wielki cień!”
Józef Pojedyniec rzadkich rozmiarów silurusa glanisa złowił pod koniec czerwca – na Wiśle. Tam zwodował z kolegą ponton. Wkrótce zaczęli „trollingowanie”, czyli ciągnięcie przynęty za – w tym przypadku – nadmuchiwaną łodzią, co prowokuje ryby. Pasjonat wybrał do tego czerwono-niebieski wobler o długości 12 centymetrów – opisuje magazyn „Wiadomości Wędkarskie”.
Pogoda sprzyjała mężczyznom, którzy ulubionemu zajęciu oddawali się ładnych kilka godzin. W końcu spadł deszcz, a słońce zaczęło zachodzić. Wędkarze postanowili wrócić do samochodu, który zaparkowali na brzegu. Już kierowali się w jego stronę, choć dalej trollingując. Wtedy niespodziewanie na echosondzie (urządzenie, które ujawnia na ekranie, co znajduje się pod wodą, dzięki wysyłanym na dno ultradźwiękom) pojawił się cień sumowatego.
„Patrz, jaki wielki cień!” – rzucił do swojego towarzysza mieszkaniec Niedzicy. „Chwilę potem poczułem na wędzisku potężne tąpnięcie” – opisuje Pojedyniec. Jak wskazał dalej, czuł już, że ryba jest jego, jednak wtedy nastąpił „pierwszy odjazd”. „Sum odskoczył na 10 metrów, z trudem dociągnąłem go do nadmuchiwanej łodzi. Czułem na kiju pulsujący ciężar. Po chwili kolos znów odjechał, tym razem jednak wybrał dużo więcej linki” – relacjonuje pasjonat.
„Rzucił okiem” na suma i już wszystko wiedział
Jak dodaje, schwytanie okazu trwało od pięciu do sześciu minut. Określił siłowanie się z rybą mianem „zapasów”. „W końcu sum pokazał nam się w całej okazałości na powierzchni wody. Był ogromny. Mocno uchwyciłem potężną rybę za dolną szczękę i wciągnęliśmy go na specjalnie do tego przygotowane nosze ułożone w poprzek pontonu” – tłumaczy.
Towarzysz mężczyzny podejrzewał, że może być on dłuższy niż 230 cm. O tym samym pomyślał Pojedyniec, gdy „rzucił okiem na zwisający z noszy ogon ryby, który sięgał do lustra wody”.
Mężczyźni pieczołowicie zmierzyli gigantycznego Silurusa glanisa, a także obfotografowali, gdy tylko dotarli z rybą na brzeg i położyli ją na macie. Wyszło wówczas na jaw, że ma dokładnie 233 cm. Po „zbitej piątce” wędkarze postanowili wrzucić ją z powrotem do Wisły.
Rekord Polski wynosi 261 cm
Choć okaz zdecydowanie robi wrażenie i niewiele osób może poszczycić się złowieniem tak gigantycznego suma, to jednak należy podkreślić, że daleko mu do polskiego rekordu. Ten należy do Mateusza Kalkowskiego – przewodnika wędkarskiego – który swojego 261-centymetrowego suma złowił na mazowieckim odcinku Wisły. Od pierwszej połowy sierpnia pozostaje w tu niekwestionowanym numerem jeden.
Warto jednak przypomnieć, że sumy potrafią osiągnąć nawet trzy metry długości, więc pasjonaci dyscypliny wciąż mają przed sobą wymagające zadanie, któremu kiedyś z pewnością podołają.
Poniżej znajduje się zdjęcie suma, którego wędkarz z Małopolski złowił w 2023 roku.
facebookCzytaj też:
Ktoś zbudował piramidę na Antarktydzie? To odkrycie na Google Maps wywołało euforięCzytaj też:
Polscy naukowcy opracowali nową metodę. Szansa dla chorych na rzadki nowotwór mózgu