Wędkarz złowił pstrąga potokowego o rekordowej długości. „Nogi jak z waty”

Wędkarz złowił pstrąga potokowego o rekordowej długości. „Nogi jak z waty”

Pstrąg potokowy, zdjęcie ilustracyjne
Pstrąg potokowy, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Dec Hogan
Wędkarz Kamil Kachel dokonał czegoś wręcz niemożliwego. Złowił pstrąga potokowego, którego długość jest większa niż rekord Polski. Otrzymał nagrodę.

Mężczyzna wysłał e-maila do redakcji miesięcznika „Wiadomości Wędkarskie”, w którym ze szczegółami opowiedział o swoim niesamowitym wyczynie.

Złowił ogromnego Salmo trutta, którego długość imponuje.

To były emocjonalne chwile. Wędkarz aż „rzucił niecenzuralną wiązankę”

Swój sukces pasjonat osiągnął na początku sierpnia, łowiąc nad Skawą (rzeka na terenie województwa małopolskiego). Już w ciągu godziny na nimfę pokusił się pstrąg (Salmonidae) o długości 47 centymetrów, który był jednak jedynie preludium do prawdziwego giganta.

Po zmianie miejsca i wykonaniu rzutu Kachel „poczuł ciężar na kiju”. „Ryba parła niepowstrzymanie w dół rzeki i mimo moich usilnych starań wpłynęła w zatopione drzewo i urwała muchę” – opisuje mężczyzna. Jak przyznaje, puściły mu nerwy i „rzucił niecenzuralną wiązankę” ponieważ potyczkę tę zwyciężyła niestety ryba.

Pasjonat nad Skawę wybrał się z wujkiem. Po krótkim czasie to drugi z mężczyzn wyjął z wody pstrąga o długości 42 cm. Potem przez dłuższy czas wędkarze nie mieli żadnego kontaktu z rybami, które po prostu przestały interesować się ich przynętami. „Jakby tego było mało straciłem cały zestaw na zaczepie. Musiałam zawiązać go od nowa i zdecydowałem, że zamiast nimfy założę streamera. Przeniosłem się kilkaset metrów w górę rzeki i zatrzymałem w miejscu, gdzie w nurcie leżał głaz, za którym tworzył się warkocz. Typowa pstrągowa miejscówka. W którymś z kolejnych rzutów poprowadziłem przynętę w dół rzeki i zawinąłem za kamień uciekając ku powierzchni” – pisze w e-mailu opublikowanym przez „WW” mężczyzna.

Pasjonat „poczuł euforię”. Gigantyczny pstrąg potokowy mierzył ponad 80 cm

Wtedy doszło do sytuacji, na którą obaj mężczyźni bardzo liczyli. „Bum! Potężne uderzenie! Odruchowo zaciąłem i po raz kolejny tego dnia poczułem ogromny, pulsujący ciężar. Żeby tylko się nie urwał! Pstrąg jednak walczył spokojnie, czułem tylko pojedyncze uderzenia głowy z długimi pauzami. W pewnej chwili ryba znalazła się pod nogami. Gdy zobaczyłem jej potężne, masywne cielsko, krzyknąłem do wujka: »to ta ryba, to on!«. Byłem bowiem pewien, że na wędce miałem tego samego pstrąga, którego w kwietniu tego roku złowił mój serdeczny przyjaciel” – twierdzi wędkarz.

Jego zdaniem ryba w ciągu kilku miesięcy zdążyła nieco urosnąć. W kwietniu miała 79 cm, więc ile mierzyła teraz? Zanim pasjonat się tego dowiedział, czekały go jeszcze potężne zmagania z okazem. Przyznaje jednak, że przez cały ten czas „miał nogi jak z waty”, a „serce biło jak oszalałe”. Salmo trutta „kilkukrotnie próbował wpakować się w krzaki, na szczęście miał dość mocny sprzęt”, dlatego też „udało mu się powstrzymać ataki ryby i przenieść walkę na spokojniejszą wodę”. „Zszedłem z rybą w dół rzeki ze dwieście metrów aż znalazłem miejsce, gdzie płytsza woda dawała szansę na podebranie pstrąga”– co jednak wciąż nie należało do prostych. „Pstrąg ciągle ustawiał się bokiem i raz za razem odjeżdżał spod nóg. Jednak po kilku próbach udało się: »mam go, jest mój!«. Poczułem euforię i niesamowite szczęście” – zaznacza mężczyzna.

Ile mierzył gigant? Bagatela 81 cm. Zwrócono mu wolność, więc możliwe, że w przyszłości, gdy nabierze jeszcze dodatkowych centymetrów, kolejny wędkarz natknie się na niego w Sakwie. „WW” natomiast nagrodziło pasjonata. Jak podkreśla miesięcznik, rozmiar ryby jest większy niż normy na złoty medal, a także, gdy weźmiemy pod uwagę rekord Polski, ma odpowiednią samą długość.

Padł rekord Polski. Karaś gigant

Kilka dni temu informowaliśmy o złowieniu przez mieszkańca Wielkopolski gigantycznego karasia. Carassius carassius, złowiony przez Tomasza Dylewicza, ważył aż 4,76 kilograma i miał długość 61 cm.

Mężczyzna pod koniec września wybrał się nad jezioro Trzaskowo. Ten dzień zapamięta na zawsze. Już początek zmagań zaczął się bardzo intensywnie – po południu pasjonat miał już na macie dziewięć okazów Carassiusa.

Czytaj też:
Determinacja wędkarza popłaciła. „Branie było atomowe”, złowił ogromnego suma
Czytaj też:
Wędkarz z Krakowa był zrozpaczony. Nie poddał się, a jego determinacja została nagrodzona

Źródło: wiadomosciwedkarskie.com.pl