Dziennik sugeruje, że winnymi śmierci metrowej długości krokodylka mogą być "opiekujący się nim pracownicy Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, którzy umieścili go w ciepłej wodzie".
W przyszły poniedziałek Godzik miał powrócić do swego opiekuna i kontynuować karierę cyrkowca - pisze "Siegodnia".
Godzik (mała Godzilla), którego imię pochodzi od znanego kinomanom na całym świecie japońskiego potwora, odnalazł się w środę na terytorium stacji ciepłowniczej, należącej do kombinatu metalurgicznego Azowstal w Mariupolu.
"Zatrzymanie" krokodyla nie sprawiło żadnych problemów. Według pracownika kombinatu, Wasyla Akimowa, który go znalazł, Godzik nie stawiał oporu, ponieważ "z powodu niskiej temperatury najprawdopodobniej zapadł w śpiączkę".
Krokodyl w czerwcu uciekł z cyrku, z którym podróżował po Ukrainie od roku.
Następnego dnia mieszkańcy Mariupola widzieli, jak pływał w morzu. Resort ds. sytuacji nadzwyczajnych ostrzegł wówczas plażowiczów, by zażywając kąpieli zachowali szczególną ostrożność i wysłał w morze łodzie patrolowe, które miały znaleźć i schwytać gada.
Specjalne ekipy dyżurowały w łodziach na Morzu Azowskim przez całe lato. Mimo tych wysiłków krokodyl pozostawał nieuchwytny aż do ostatnich dni listopada.
j/pap