Według zgłoszenia, które w niedzielę 8 grudnia wpłynęło do dyżurnego policji w Jarosławiu, mieszkańcy miasta zauważyli podejrzane zachowanie na ulicy Sanowej. Zdumieni świadkowie donosili, że środkiem jezdni porusza się pieszy, który kładzie się przed nadjeżdżającymi samochodami i robi pompki.
Jarosław. Mężczyzna robił pompki na środku ulicy
Trzeba zaznaczyć, że wszystko działo się około godziny 18, czyli już po zmroku. Stwarzał tym samym zagrożenie nie tylko dla siebie, ale też dla innych uczestników ruchu drogowego. Na miejsce od razu wysłano więc patrol policji.
Po przyjeździe, funkcjonariusze zastali leżącego na jezdni mężczyznę. Usłyszeli od niego, że został potrącony przez samochód. Na przyjazd funkcjonariuszy oczekiwał też 62-letni kierowca fiata. Mężczyzna przyznał, że nie zauważył leżącego na drodze człowieka i najechał na niego.
Po udzieleniu potrąconemu mężczyźnie pomocy, policjanci sprawdzili jego trzeźwość. Okazało się, że miał prawie 3 promile alkoholu we krwi. Z kolei kierujący fiatem z gminu Wiązownica był trzeźwy. Pieszego przewieziono do szpitala, a następnie do izby wytrzeźwień. Służby zapewniły, że w sprawie tej trwają dalsze wyjaśnienia.
Wypadek z udziałem pijanego pieszego
Za każdym razem policja przypomina, że zachowanie odpowiedzialności i ostrożności na drodze dotyczy wszystkich uczestników ruchu.Służby ostrzegają zwłaszcza przed nadużyciem alkoholu, które może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji, zagrażających wszystkim osobom na jezdni.
Przepisy nie zabraniają co prawda pieszym poruszania się po drogach pod wpływem alkoholu. Stan nietrzeźwości może jednak wpływać na ich zdolność do oceny sytuacji i podejmowania odpowiednich decyzji. Jeżeli zaś zachowanie pieszego pod wpływem alkoholu doprowadzi do stworzenia zagrożenia w ruchu drogowym, ryzykuje on nie tylko własnym zdrowiem. Może też ponieść odpowiedzialność za spowodowanie wypadku.
Czytaj też:
BMW Rutkowskiego przeciskało się między pojazdami. „Tego korytarza życia nikt nie potrzebował”Czytaj też:
Wjechała z impetem w restaurację w Małopolsce. O krok od tragedii