Pewien duchowny wspomina sytuację, gdy prowadził rozmowę z mieszkańcami jednego z domów. Rozmowa się przedłużała, a przed budynkiem zniecierpliwiony ministrant coraz bardziej okazywał swoje niezadowolenie. Nagle chłopak wkroczył do salonu i stanowczym tonem oznajmił: „Chyba już wystarczy, inni też czekają”, po czym zakończył spotkanie. Dziennikarze Onetu zapytali duchownych o ich doświadczenia z niecodziennymi sytuacjami, jakie miały miejsce podczas kolędy.
Kurz na szafie
Wierni często miewają różnorodne obawy związane z wizytą duszpasterską – od kwestii wiary po organizację Kościoła. Zdarza się jednak, że przyczyną stresu są bardziej przyziemne sprawy. Jeden z księży z okolic Łeby opowiada o spotkaniu z parafianką, która od początku była wyraźnie zdenerwowana.
Gdy duchowny zapytał, co ją trapi, kobieta wyznała, że spodziewała się wizyty proboszcza, a nie wikarego. Jej obawy były zaskakujące. – Myślałam, że przyjdzie proboszcz, a tu znowu wikary. Ksiądz jest taki wysoki, że na pewno widzi kurz na szafie. A ja go nie ścierałem, bo myślałam, że proboszcz z racji niższego wzrostu, go nie zobaczy – stwierdziła.
Koperty nie wziął. Telewizora też
Sprawa koperty i wysokości ofiary na kolędzie często budzi kontrowersje. Ksiądz Wojciech, wikary w jednej z parafii na Pomorzu, wspomina, jak podczas wizyty jedna z parafianek zaczęła narzekać na chciwość księży. Gdy ksiądz zbierał się do wyjścia, a spotkanie dobiegało końca, kobieta oburzona rzuciła: „ksiądz nie wziął!”.
Zdezorientowany duchowny, zapytał, czego nie zabrał. Kobieta wskazała na kopertę leżącą obok telewizora. – Koperty, przecież leżała – wyjaśniła kobieta. – Obok stał telewizor, jego też nie wziąłem – powiedział ksiądz kąśliwie, po czym wyszedł.
Alkohol rozgrzewa. Czasami też zwala z nóg
Kolędowanie we wsiach często wymaga wsparcia lokalnych mieszkańców, którzy pomagają księżom w dotarciu do domów. Ksiądz Piotr z Kaszub opowiada, że jego transport zorganizował szwagier sołtysa, który jednak nie znał dokładnie miejscowości. Zmiana kolejności wizyt i opóźnienia sprawiły, że jeden z parafian długo czekał na ganku i, żeby się rozgrzać, sięgnął po alkohol.
– Gdy weszliśmy do jego domu, od razu zrobiło się cieplej. Jednak zmiana temperatury nie podziałała korzystnie na gospodarza. W połowie „Ojcze nasz” musiał usiąść i zaczął niewyraźnie mówić. Kolęda szybko się skończyła – wspomina ksiądz.
Czytaj też:
Kolęda 2024. Będzie rewolucja w sprawie „koperty”? Parafie zmieniają podejścieCzytaj też:
Kolęda 2024. Księża wprowadzają nowy zwyczaj. Chodzi o „kopertę”