Pan Andrzej z Wejherowa ma 66 lat i wstawiony stent, czyli protezę, wszczepianą do naczynia wieńcowego dla poprawienia przepływu krwi. Przechodził już zawał, dlatego od razu rozpoznał objawy i wiedział, że musi udać się do szpitala.
Wejherowo. Czekał na SOR 14 godzin
– Wieczorem, tak przed 22:00, doznałem takiego silnego bólu, że do żony mówię: jedziemy do szpitala na SOR do Wejherowa, bo ja mam chyba zawał serca. Uznałem, że będziemy szybciej niż karetka, bo do szpitala mamy dwa kilometry – pięć minut i jesteśmy na miejscu – opowiadał dziennikarzom.
Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w wejherowskim szpitalu specjalistycznym czekał od godziny 22 w piątek do sobotniego południa – 14 godzin. Co najgorsze, konsultacji z lekarze się nie doczekał, mimo że od początku mówił o swoich dolegliwościach.
Dyrektor ds. komunikacji społecznej i promocji Szpitali Pomorskich Małgorzata Pisarewicz wyjaśniała, że pan Andrzej podczas triażu otrzymał opaskę żółtą. – To jest opaska, która pokazuje, że stan zdrowia pacjenta nie wymaga natychmiastowej interwencji lekarskiej – wyjaśniała.
– Taki kolor to jest mniej więcej czas oczekiwania około dwóch godzin, natomiast pacjent został natychmiast striażowany i oczekiwał na przyjęcie przez lekarza. Mogę tylko dodać, co jest ważne, że w tym czasie na terenie SOR-u przybywało ponad 80 pacjentów, którzy między innymi wymagali tej pilnej pomocy – tłumaczyła.
Szpital w Wejherowie prowadzi postępowanie wyjaśniające
Specjalistyczny Szpital w Wejherowie oznajmił dziennikarzom „Interwencji”, że prowadzone jest wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. – To nie jest tak, że czekał 14 godzin, ten pacjent miał konsultację lekarską, miał wykonane różnego rodzaju badania – podkreślała dyrektor Pisarewicz.
Przedstawicielka Szpitali Pomorskich dodawała, że pacjent miał nawet wykonaną konsultację lekarską. – Lekarz konsultował. Pacjent samowolnie po około godzinie 12:00, tak przypuszczamy, bo nie mamy pełnej informacji ze względu na to, że był wywoływany kilkukrotnie, opuścił szpitalny oddział ratunkowy samodzielnie – oświadczyła.
– Podkreślam, że miał skierowanie na oddział kardiologiczny. Nie przyszedł z ulicy, bo się źle poczuł. Mogę poczekać pół godziny, godzinę, dwie, trzy, no niech cztery, bo tam jakiś zabieg czy cokolwiek się dzieje na oddziale, ale tyle godzin to już bez przesady – mówiła żona pana Andrzeja, Janina Gońska.
– Nie zawsze jest tak, że od razu przyjmuje lekarz danej specjalizacji. Natomiast on był cały czas pod opieką lekarską, pod opieką pielęgniarską, ratowników medycznych. Powinien czuć się tam naprawdę bezpiecznie – przekonywała znów Pisarewicz.
14 godzin na SOR. Okazało się, że pacjent miał zawał
Po kilkunastu godzinach oczekiwania, pan Andrzej pojechał do innego szpitala. Tam dowiedział się, jak groźna była sytuacja. – Następnego dnia mi koronografię zrobili, wywiad ze mną przeprowadzili i stwierdzili, że stan mój jest poważny. Okazuje się, że miałem zwężenie na 90 procent, 75 procent i 50 procent zwężenia na żyle, dlatego lekarz opisał, że to był zawał serca, ostry stan. Wstawiono mi dwa stenty, no i potem doszedłem jakoś tak do siebie – opowiadał.
– To był dzień, gdzie zderzyłem się z prawdziwą rzeczywistością SOR-u… Nie jest taką rzeczywistością sprzedawaną nam w mediach, że proszę bardzo: priorytety są, kolory, można sobie zobaczyć przez internet, jak długo się będzie czekało na przyjęcie: 10, 20 czy 30 minut… Jest to wszystko nieprawda, rzeczywistość jest okrutna – podsumował całą sytuację.
Czytaj też:
Joanna Racewicz trafiła do szpitala. „Zdrowie jest najważniejsze”Czytaj też:
Tusk ostro o zabójstwie ratownika. Nie gryzł się w język