Pakistański pat

Pakistański pat

Dodano:   /  Zmieniono: 
Śmierć Benazir Bhutto stawia pod znakiem zapytania sens organizacji wyborów w Pakistanie. Bez niej będą one tylko farsą.
Nie ma dziś następcy Bhutto. Nikt w Pakistanie nie jest na tyle popularny, by podważyć władzę Perweza Musharrafa. Dlatego prezydent, by ratować twarz powinien te wybory przełożyć.

Nawaz Sharif, jeden z liderów opozycji i były premier już zapowiedział, że jego partia Pakistańska Liga Muzułmańska Nawaz zbojkotuje zaplanowane na 8 stycznia wybory parlamentarne. Sharif wykonał uderzenie wyprzedzające – doskonale wie, że nawet gdyby pokonał Musharrafa nie mógłby sprawować funkcji premiera. Po utracie władzy Sharif został skazany na dożywocie w procesie, w którym zarzucono mu m.in. oszustwa podatkowe i defraudację. Zgodnie z pakistańskim prawem osoba skazana w procesie karnym nie może piastować funkcji szefa rządu.

Sytuacja jest więc patowa. Dla USA, głównego sojusznika Pakistanu osoba byłej premier Benazir Bhutto była szansą na wyjście z twarzą z trwającego od kilku miesięcy kryzysu. To miała być szansa na częściową choćby demokratyzację Pakistanu. Teraz Amerykanie nie mają alternatywy. Muszą trzymać się Musharrafa. A ten powoli tonie. Gniew ulicy obróci się w jego stronę. To on zostanie oskarżony o śmierć Bhutto.

Czy prezydent maczał palce w zamachu? Raczej nie. W jego interesie było uspokojenie sytuacji, a nie jej zaostrzenie. Z drugiej strony, to „rosnące niepokoje społeczne" mogą być wymówką doprowadzenia stanu wyjątkowego. Gdyby okazałoby się, że zamachu dokonali islamscy ekstremiści, to taki „stan wojenny” byłby jedynym sposobem na rozprawienie się z nimi.