Romano Prodi szedł do władzy jako zbawiciel. Ciemne czasy Berlusconiego miały być już tylko smutną przeszłością. Włosi witali postęp i nowoczesność połączony ze społecznym współczuciem.
I nie zmieniło się nic. Włochy są dziś chorym członkiem Europy, tak samo jak były pod rządami Berlusconiego. Pod luksusową fasadą modnego i nowoczesnego kraju kryje się oblicze państwa, w którym z trudem wiąże się co miesiąc koniec z końcem. Według włoskiego Instytutu Statystycznego ponad 2,5 miliona rodzin (czyli co dziesiąta) żyje na granicy ubóstwa. Kolejne 8,1 proc. rodzin zdołało chwilowo przegnać widmo biedy, ale balansują one na granicy przetrwania. Niezmiennie od czterech lat liczba ubogich rodzin utrzymuje się we Włoszech na poziomie 11 proc. Przy czym za biedną uznaje się rodzinę złożoną z dwóch osób zmuszoną przeżyć za mniej niż 970 euro miesięcznie. Różnice finansowe dzielące zamożnych Włochów z północy i tych biedniejszych z południa przyczyniają się do podziału kraju na dwie części. Prawie 65 proc. ubogich rodzin zamieszkuje bowiem tereny w dolnej części „włoskiego buta".
Prodi, profesor ekonomii i obyty na europejskich salonach polityk miał to zmienić. Nie udało się. Jego rząd upadł. Podobnie jak 60 innych, które Włochy doświadczyły od końca II Wojny Światowej. Tyle, że na Zachodzie łatwiej jest wytykać nowym krajom UE ich słabości. Trudniej przyznać, że jest się biednym jak Włoch.
Prodi, profesor ekonomii i obyty na europejskich salonach polityk miał to zmienić. Nie udało się. Jego rząd upadł. Podobnie jak 60 innych, które Włochy doświadczyły od końca II Wojny Światowej. Tyle, że na Zachodzie łatwiej jest wytykać nowym krajom UE ich słabości. Trudniej przyznać, że jest się biednym jak Włoch.