Djokovic jako pierwszy reprezentant Serbii odniósł zwycięstwo w Wielkim Szlemie, a udało mu się to za drugim podejściem, bowiem we wrześniu ubiegłego roku przegrał w finale US Open ze Szwajcarem Rogerem Federerem.
W Melbourne zrewanżował się broniącemu tytułu Federerowi za tamtą porażkę, pokonując go bez straty seta w piątkowym półfinale. W drodze do finału 20-letni tenisista, urodzony w Belgradzie, nie stracił seta, a zanim wyeliminował Szwajcara, pokonał m.in. Australijczyka Lleytona Hewitta (nr 19.) w czwartej rundzie i Hiszpana Davida Ferrera (5.) w ćwierćfinale.
Jak podali po finale organizatorzy turnieju, Djokovic jest najmłodszym triumfatorem tej imprezy, odkąd na stałe została przeniesiona na korty w Melbourne Park.
"Chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że Jo rozegrał tu swój turniej życia, choć wierzę, że będzie grał tak fantastycznie dalej. Gdyby dzisiaj wygrał nikt nie miałby wątpliwości, że na to zasłużył. Wiem, że tego właśnie chcieliście, wpierając go od początku turnieju i dzisiaj, ale i tak was kocham, bo stworzyliście niesamowitą atmosferę" - powiedział Djokovic, który za zwycięstwo otrzymał czek na sumę 1,370 miliona dolarów australijskich.
Początek finału nie był zbyt emocjonujący, bowiem obaj tenisiści byli wyraźnie usztywnieni stawką pojedynku, czego efektem były krótkie wymiany, często kończone niewymuszonymi błędami. W tej wojnie nerwów lepszy okazał się 22-letni Tsonga, który wygrał tę partię 6:4.
Wcześniej jednak przegrał swój serwis w gemie otwarcia, ale w kolejnym odrobił stratę, by ponownie przełamać Serba w dziesiątym gemie, kończąc seta po upływie 49 minut.
W drugim, trwającym o dziesięć minut krócej, lepszy - 6:4 okazał się już Djokovic, za sprawą jedynego przełamania serwisu rywala w siódmym gemie. Ta wygrana wyraźnie uskrzydliła młodego Serba, bowiem w kolejnej partii objął prowadzenie 5:3, zanim rozstrzygnął jej losy po 41 minutach, gdy po serii przewag odnotował kolejnego "breaka".
Czwarty set przebiegał zgodnie z regułą własnego serwisu, choć nieco łatwiej przychodziło wygrywanie swoich gemów Djokovicowi. Doszło więc do tie-breaka, w którym Serb zaskakująco łatwo objął prowadzenie 5:1, a po zmianie stron kortu oddał rywalowi jeszcze tylko jeden punkt.
Zakończył spotkanie po trzech godzinach i sześciu minutach, wykorzystując pierwszą piłkę meczową, gdy Tsonga wyrzucił prostą piłkę z forhendu na aut. Był to 41. niewymuszony błąd Francuza w finale, podczas gdy Djokovic popełnił o sześć mniej.
Bardzo wyrównany był bilans wygrywających uderzeń, w których nieznaczną przewagę 46-44 uzyskał Serb, lepiej taktycznie rozegrywający spotkanie i umiejętnie wciągający rywala w długie wymiany z głębi kortu, bardziej odpowiadające właśnie jemu.
W poprzednich występach Tsonga starał się maksymalnie skracać wymiany, a jego podstawowym atutem był mocny, płaski serwis. W całym turnieju odnotował najwięcej, bo dokładnie 100. asów. Drugi w tej klasyfikacji był Federer - 91, a trzeci Djokovic - 67.
Nierozstawiony Francuz, syn nauczyciela chemii z Le Mans - Didiera Tsongi, pochodzącego z Kongo, był największym objawieniem tegorocznego Australian Open, a w drodze do finału stracił dwa sety, ale za to wyeliminował kilku wyżej sklasyfikowanych graczy.
Zwrócił na siebie uwagę już w pierwszej rundzie, eliminując Szkota Andy'ego Murraya (nr 9.), a w czwartej - rodaka Richarda Gasqueta (8.). Jednak największą niespodziankę sprawił w półfinale deklasując wręcz - 6:2, 6:3, 6:2 - Hiszpana Rafaela Nadala, wicelidera rankingu ATP "Entry System".
ab, pap