Dyskusja, która toczy się wśród polityków i dziennikarzy na temat Traktatu Lizbońskiego to zwyczajne bicie piany, bowiem zdecydowana większość uczestników dyskusji nie czytała dokumentu, który popiera lub któremu się sprzeciwia.
Jestem przekonany, że przynajmniej 95 proc. naszych polityków oblałoby pytanie na wykrywaczu kłamstw „czy czytałeś traktat". Dyskusja na temat Traktatu Lizbońskiego zmieniła się u nas w debatę pod tytułem „kto lubi Unię Europejską”. Zupełnym nieporozumieniem było przedstawianie przez media badań opinii, z których wynikało, że większość społeczeństwa popiera wspomniany traktat. Żeby było śmieszniej poważne osoby twierdziły, że to powód, aby ów traktat ratyfikować. Rzeczywistość jest oczywiście inna: opinia publiczna, w 99,9 proc. nie ma najmniejszego pojęcia co znajduje się w owym traktacie. Pytanie czy go popierają jest w zasadzie plebiscytem czy Unia Europejska dobrze im się kojarzy. Gdyby ktoś chciałby rzeczywiście dowiedzieć się co o traktacie myślą Polacy powinien wybrać konkretne zagadnienia i zapytać o stanowisko. Tylko, że wówczas wyniki głosowania mogłyby być niesłuszne (część zapisów Traktatu Lizbońskiego na pewno większości Polaków by się nie spodobała).
Politycy, nie tylko zresztą polscy, traktują wyborców jak stado baranów, którego nie należy zbytnio uświadamiać, bo rządzenie nimi może stać się zbyt kłopotliwe.
Politycy, nie tylko zresztą polscy, traktują wyborców jak stado baranów, którego nie należy zbytnio uświadamiać, bo rządzenie nimi może stać się zbyt kłopotliwe.