Czy czuli by się państwo bezpieczniej w pracy wiedząc, że kolega z sąsiedniego biurka może mieć przy sobie broń? Z pewnością nie. Amerykanie uznali jednak, że bez broni pewnie czuć się w pracy nie mogą.
Senat Florydy zatwierdził właśnie przepis zezwalający obywatelom na przewożenie broni palnej w samochodzie i zabieranie jej do pracy. Uzasadnienie dla pistoletu w aucie można jeszcze znaleźć: w USA, pewnie tak jak w Polsce, zdarzają się kradzieże aut „na stłuczkę" lub „na koło" czy zwykłe bandyckie napady. Gorzej jeśli właściciel broni będzie chciał się odegrać na innym kierowcy za spowodowanie kolizji lub na pieszym za wtargnięcie na jezdnię. Takie sytuacje są częste w Rosji, gdzie uzbrojeni bandyci pędzący jeepami czy bmw są stałym elementem krajobrazu. W Stanach Zjednoczonych należą do rzadkości – być może tylko dlatego, że kierowcy nie jeżdżą tam z bronią.
Pomysł noszenia broni do pracy może budzić wyłącznie zdziwienie, tym bardziej, że urodził się właśnie w Ameryce. Co kilka miesięcy słyszymy o kolejnej masakrze w którejś z amerykańskich szkół czy na uniwersytecie. Ofiary często liczone są w dziesiątkach, a sprawcami tragedii nie rzadko są osoby pełnoletnie. Gdyby zamiast studiować, pracowałyby - ich ofiarami mógłby stać się szef czy współpracownicy. Który pracodawca nie zawaha się przed wyrzuceniem uzbrojonego pracownika czy choćby przed udzieleniem mu nagany. A jakie miałyby być pozytywy noszenia broni w pracy? Trudno takie znaleźć, bo chyba nie chodzi o wzmocnienie pozycji w biznesowych negocjacjach.
Powszechny dostęp do broni podobno podnosi poczucie bezpieczeństwa Amerykanów. Czy jest tak naprawdę można mieć wątpliwości. Ile osób patrząc w twarz napastnika zdobędzie się na naciśnięcie spustu? A ilu więcej napastników będzie uzbrojonych właśnie dlatego, że tak łatwo zdobyć jest broń. I nie tylko napastników. Kilka dni temu do szkoły w Randallstown dwa naładowane pistolety przyniósł siedmiolatek. Znalazł je w domu wujka. Myślał, że to zabawki…
Niedawno drugą Amerykę chciał budować w Polsce poseł PO Andrzej Czuma. Wpadł na pomysł rozszerzenia dostępu do broni. O tym kto otrzyma pozwolenie mieli decydować miejscy urzędnicy. Na szczęście pomysł Czumy odrzucili jego koledzy z partii. W ten sposób uratowali życie setkom potencjalnych ofiar kłótni domowych, źle pojętej samoobrony czy strzelanin wywołanych przez zwykłych wariatów.
ss
Pomysł noszenia broni do pracy może budzić wyłącznie zdziwienie, tym bardziej, że urodził się właśnie w Ameryce. Co kilka miesięcy słyszymy o kolejnej masakrze w którejś z amerykańskich szkół czy na uniwersytecie. Ofiary często liczone są w dziesiątkach, a sprawcami tragedii nie rzadko są osoby pełnoletnie. Gdyby zamiast studiować, pracowałyby - ich ofiarami mógłby stać się szef czy współpracownicy. Który pracodawca nie zawaha się przed wyrzuceniem uzbrojonego pracownika czy choćby przed udzieleniem mu nagany. A jakie miałyby być pozytywy noszenia broni w pracy? Trudno takie znaleźć, bo chyba nie chodzi o wzmocnienie pozycji w biznesowych negocjacjach.
Powszechny dostęp do broni podobno podnosi poczucie bezpieczeństwa Amerykanów. Czy jest tak naprawdę można mieć wątpliwości. Ile osób patrząc w twarz napastnika zdobędzie się na naciśnięcie spustu? A ilu więcej napastników będzie uzbrojonych właśnie dlatego, że tak łatwo zdobyć jest broń. I nie tylko napastników. Kilka dni temu do szkoły w Randallstown dwa naładowane pistolety przyniósł siedmiolatek. Znalazł je w domu wujka. Myślał, że to zabawki…
Niedawno drugą Amerykę chciał budować w Polsce poseł PO Andrzej Czuma. Wpadł na pomysł rozszerzenia dostępu do broni. O tym kto otrzyma pozwolenie mieli decydować miejscy urzędnicy. Na szczęście pomysł Czumy odrzucili jego koledzy z partii. W ten sposób uratowali życie setkom potencjalnych ofiar kłótni domowych, źle pojętej samoobrony czy strzelanin wywołanych przez zwykłych wariatów.
ss