Nie najlepsze relacje między Japonią a Chinami w ciągu ostatniego roku uległy nieznacznej poprawie. W ubiegłym roku Tokio odwiedził premier Chin Wen Jiabao, teraz do stolicy Japonii aż na pięć dni przyleciał chiński prezydent Hu Jintao. Jak można się spodziewać wizyta upłynie w przyjacielskiej atmosferze. Przywódca Państwa Środka będzie starał się zjednać sobie przychylność Japończyków. Rozegra nawet partyjkę ping-ponga z szefem japońskiego rządu Yasuo Fukudą.
Problem jednak w tym, że ta „pingpongowa dyplomacja" służy wyłącznie jako zasłona dymna maskująca największe problemy w stosunkach na linii Pekin-Tokio. W chwili obecnej dla Chin liczy się tylko gospodarka. W ubiegłym roku Chiny zdetronizowały po latach dominacji Stany Zjednoczone zostając najważniejszym partnerem gospodarczym Tokio. Wartość dwustronnej wymiany handlowej w ubiegłym roku sięgnęła sumy prawie 240 mld USD. Z tego właśnie powodu przywódca Chin, który po prostu ma zbyt wiele do stracenia z pewnością nie będzie poruszał w Tokio bolesnych dla Chińczyków spraw związanych z czasami japońskiej okupacji Chin w latach 30. i 40. ubiegłego wieku. Hu Jintao chcą uniknąć niewygodnych tematów nie będzie naciskał na władze w Tokio by oficjalnie przeprosiły za zmuszanie w czasie II wojny światowej około 200 tysięcy azjatyckich kobiet (w większości Chinek) do świadczenia usług seksualnych japońskim żołnierzom. Przed piętnastoma laty tokijski rząd wystosował co prawda wyrazy ubolewania z powodu losów azjatyckich niewolnic seksualnych, ale rządowe memorandum nie spotkało się z akceptacją ze strony parlamentu. Od tamtej pory Japonia zachowuje się tak jakby problem seksualnych niewolnic w ogóle nie istniał.
Chiński smok i tym razem pewnie nie będzie drażnić swojego japońskiego partnera. Historia schodzi na plan dalszy, gdy chodzi o duże pieniądze. Mino wszystko wypada jednak uznać, że pingpongowa dyplomacja uśmiechów nie jest najlepszą drogą do pojednania i zabliźnienia bolesnych ran z przeszłości.
Chiński smok i tym razem pewnie nie będzie drażnić swojego japońskiego partnera. Historia schodzi na plan dalszy, gdy chodzi o duże pieniądze. Mino wszystko wypada jednak uznać, że pingpongowa dyplomacja uśmiechów nie jest najlepszą drogą do pojednania i zabliźnienia bolesnych ran z przeszłości.