"Po nocnych opadach kort był bardzo miękki, a piłki bardzo ciężkie, dlatego wiedziałem, że nie uda mi się grać w swoim tempie, czyli na dwa, trzy uderzenia, tylko będę musiał w dłuższych wymianach wypracowywać sobie szanse" - powiedział po meczu Kubot, który w piątek zmierzy się z kolejnym Hiszpanem - Alberto Martinem (nr 8.).
"Nie jest łatwo grać z Hiszpanami na kortach ziemnych, ale cieszę się, że nie trafiłem w drabince na Czechów, z którymi na co dzień trenuję w Pradze. Od lipca współpracuję z nowym trenerem Tomasem Hlaskiem, który pomaga mi wzmocnić ofensywną grę. Kiedyś często atakowałem, ale przez ostatnie lata Tomas Janda zmienił mój styl. Uporządkował moją grę z tyłu kortu, ale i nieco rozmontował grę przy siatce. Teraz właściwie wracam do swojego starego stylu, ale szczegółów nie mogę zdradzić, być może kiedyś napiszę o tym książkę" - dodał.
Mecz rozpoczął się od obustronnych przełamań, w wyniku których Hernandez prowadził 2:1, ale Polak od razu odrobił stratę i później obaj tenisiści utrzymywali swoje serwisy.
Doszło więc do tie-breaka, w którym Kubot od stanu 4:3 stracił kolejne cztery punkty.
Dopiero w drugim secie polski tenisista znalazł sposób na regularnie odbijającego piłki z głębi kortu Hernandeza, a częsta zmiana rytmu uderzeń i dobry return pozwoliły mu od stanu 2:1 zdobyć następne sześć gemów, po czym rywal skreczował.
Jako pierwszy awans do ćwierćfinału wywalczył Austriak Daniel Koeller, który pokonał 3:6, 7:5, 6:1 Czecha Jana Hernycha (nr 6.), który w drugiej partii prowadził 5:4 i wówczas nie wykorzystał swojego podania, by zakończyć spotkanie.
"Kiedy serwował na mecz w drugim secie to już byłem praktycznie poza turniejem i nawet zacząłem pakować rakiety do torby. Dla mnie było już po meczu, ale chciałem też trochę wyprowadzić go z równowagi. Udało się i jestem już w ćwierćfinale. Jeśli wygram tu jeszcze jeden mecz, to obronię punkty sprzed roku, a jeśli nie, to i tak pewnie przyjadę tu za rok, najlepiej jako zawodnik z pierwszej setki rankingu" - powiedział po meczu Koeller.
"Lubię ten turniej, bo to prawdopodobnie jeden z najlepszych challengerów na świecie, no i zawsze jest tu wiele pięknych hostess. Wszystko jest tu dobrze przygotowane, no może poza kuchnią, bo spaghetti zamówione o godzinie 13 dostaję o 15, ale poza tym wszystko jest świetne" - dodał.
Przed rokiem Austriak dotarł tu do półfinału, ale w pamięci szczecińskiej publiczności zapisało się przede wszystkim jego plucie na korcie, kłótnie z sędziami oraz złośliwe pouczanie dzieci do podawania piłek, jak mają mu podawać ręcznik.
W środę również dał o sobie znać jego porywczy charakter, a ostentacyjne okazywanie niezadowolenia po złych zagraniach spowodowało, że sędzia ukarał go odebraniem punktu.
"Czy ja wyglądam na normalnego? Mam wam pokazać tatuaże? Mam je wszędzie. Nie jestem normalny i właśnie dlatego dziś wygrałem. Przed rokiem moje zachowanie to było sto procent szaleństwa, a teraz jest to w stu procentach pod kontrolą. Wszystko za sprawą trenera od wyszkolenia mentalnego, z którym od jakiegoś czasu pracuję. To przynosi skutki, bo dzisiejszy mecz wygrałem właśnie dzięki mocnej psychice" - powiedział Koeller, który ćwierćfinałowego rywala pozna wieczorem.
Będzie nim zwycięzca meczu dnia, rozgrywanego przy sztucznym oświetleniu, pomiędzy Dawidem Olejniczakiem i rozstawionym z dwójką Francuzem Florentem Serrą.
ND, PAP