Według dr. Czesława Osucha z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, nowotwory podścieliskowe układu pokarmowego (GIST) są nowotworami rzadkimi. W Polsce wykrywa się co roku ok. 15 nowych przypadków GIST na 1 mln mieszkańców (czyli 500-600 przypadków). GIST może się rozwinąć w każdym wieku, ale przeważnie (w trzech czwartych przypadków) dotyka osób po 50 r. życia.
Pochodzenie tych nowotworów jest inne niż raków układu pokarmowego. GIST w wywodzą się z komórek, które odpowiadają za jego motorykę. Ich przyczyną są głównie mutacje w genach kontrolujących podziały komórek. GIST przeważnie powstają w żołądku (50-70 proc.) oraz w jelicie cienkim (20-30 proc.), a rzadziej w jelicie grubym czy przełyku.
Wśród najczęstszych objawów tych guzów dr Osuch wymienił dolegliwości bólowe w jamie brzusznej, uczucie pełności, nudności i krwawienia do przewodu pokarmowego. Ponieważ nie są to objawy charakterystyczne, nowotwory te wykrywa się często w zaawansowanym stadium. Tymczasem, jak w przypadku wszystkich nowotworów złośliwych, wczesne rozpoznanie GIST znacznie zwiększa szansę na wyleczenie.
Jak ocenił kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich i Kości w Centrum Onkologii w Warszawie, dr hab. Włodzimierz Ruka, w ciągu ostatnich 10 lat w diagnostyce i leczeniu GIST dokonał się ogromny postęp, a właściwie przełom. Ich wykrywalność wzrosła ok. pięciokrotnie, a odsetek wyleczeń o 60 proc. Jeszcze w 2001 r. nowotwory te były praktycznie nierozpoznawane, a ich zaawansowane postacie - nieuleczalne, bowiem radioterapia i klasyczna chemioterapia nie przynoszą dobrych wyników.
Według dr. Ruki, podstawą leczenia GIST nadal pozostaje operacja chirurgiczna. Jest ona skuteczna u ok. 60 proc. pacjentów. Ale u ok. 40 proc. dochodzi do nawrotu i właśnie ci chorzy odnoszą korzyści z zastosowania nowych leków, które opracowano dzięki postępom biologii molekularnej. Są to tzw. inhibitory kinaz tyrozynowych - imatynib (znany jako Gleevec) i sunitynib, które działają na specyficzne receptory na powierzchni komórek nowotworowych. Dzięki temu skutki uboczne z nimi związane są minimalne, a chory może prowadzić normalny tryb życia i chodzić do pracy w trakcie terapii.
Jak podkreślił dr Osuch, są to leki drogie (miesięczny koszt leczenia ok. 9 tys.), ale NFZ refunduje podstawową dawkę imatynibu (400 mg) u chorych, u których doszło do nawrotu GIST. Niestety, problemy z finansowaniem terapii pojawiają się, gdy komórki guza uodpornią się na lek i zachodzi potrzeba podwojenia dawki lub zastosowania drugiego leku.
Według prezesa zarządu Stowarzyszenia Pomocy Chorym na GIST, Stanisława Kulisza, zatwierdzenie takiej niestandardowej terapii trwa bardzo długo i dla wielu pacjentów decyzja zostaje podjęta zbyt późno. "To tak jakby odratowanego topielca z powrotem wrzucić do wody. Wtedy na pewno zginie" - podkreślił. Kulisz przypomniał też, że są problemy z finansowaniem nowoczesnego leczenia u chorych na GIST poniżej 18 roku życia.
Z obliczeń wynika, że w Polsce liczba pacjentów z GIST, którzy wymagają zastosowania inhibitorów kinaz tyrozynowych, wynosi od 150 do 200 osób rocznie. Są to koszty rzędu 20 mln zł rocznie, czyli możliwe do udźwignięcia dla państwa - powiedział dr Osuch.
Zdaniem dr Piotra Rutkowskiego z Centrum Onkologii w Warszawie, dzięki wspólnemu wysiłkowi i współpracy polskich naukowców, lekarzy i pacjentów, obecnie efekty leczenia GIST w Polsce są - mimo wielu trudności - porównywalne z osiągnięciami najlepszymi ośrodków na świecie. Przyczynił się do tego m.in. istniejący w Polsce od 2002 r. w rejestr chorych na GIST, który jest jednym z wiodących rejestrów na świecie. "Trzeba jednak rozwiązać problem tych chorych na GIST, którzy wymagają terapii niestandardowej" - podkreślił dr Rutkowski. Niestety, mimo wieloletnich wysiłków lekarzy i pacjentów, dotychczas w tej sprawie nie udało się uzyskać żadnej konkretnej obietnicy ze strony Ministerstwa Zdrowia.
pap, keb