To trzeci medal Kowalczyk (AZS AWF Katowice), a drugi złoty mistrzostw świata w Libercu. Pierwszy wywalczyła w biegu łączonym na dystansie 2 x 7,5 km, a brązowy na dystansie 10 km techniką klasyczną.
W przeddzień startu Polka nie chciała oceniać swoich szans w sobotnim biegu. "To najtrudniejsza konkurencja mistrzostw, wymagająca świetnego przygotowania kondycyjnego. Na dodatek bardzo loteryjna. Pech, złamany przypadkowo kijek czy narta, może wykluczyć z walki o medal" - mówiła medalistka.
W sobotę od startu Kowalczyk utrzymywała się w czołówce składającej się początkowo z około piętnastu zawodniczek. Po kilku kilometrach niektóre z nich nie wytrzymały tempa. Na półmetku na czele znajdowała się ósemka narciarek.
Polka była szósta, prowadziła Norweżka Kristin Steira przed rodaczką Therese Johaug. Później kilka razy na prowadzenie wychodziła Szewczenko, która narzucała szybkie tempo.
Justyna Kowalczyk biegła spokojnie, a nawet kilka razy na krótko obejmowała prowadzenie. "Chciałam je trochę zmęczyć przed finiszem, gdyż w tej grupie były bardzo szybkie zawodniczki, wśród nich Woszka Arianna Follis, złota medalistka w sprincie" - wyjaśniła Kowalczyk.
Na 1,5 kilometra przed metą zdecydowała się na atak. Bez problemów oderwała się od rywalek, uzyskała sporą przewagę i utrzymała ją do mety.
"Jestem ogromnie zmęczona, ale i bardzo szczęśliwa, bo spełniły się moje marzenia. O medalach myślałam przed mistrzostwami, jednak nie sądziłam, że są realne. Sobotni bieg dobrze rozegrałam taktycznie, choć nie do końca wypełniłam założenia trenera, który uważał, że mam zaatakować trochę później. W Libercu odbiłam sobie niepowodzenia sprzed dwóch lat w Sapporo, gdzie choroba nie pozwoliła mi walczyć o dobre lokaty" - mówiła po biegu Justyna Kowalczyk.ab, pap