Po raz kolejny zmieniają się zasady egzaminu maturalnego. „Gazeta Wyborcza” dotarła do rozporządzenia, na mocy którego w 2010 roku każdy uczeń będzie musiał obowiązkowo zdawać język polski i obcy oraz matematykę na poziomie podstawowym. Oprócz tego będzie mógł wybrać do sześciu dodatkowych przedmiotów, które w zależności od własnej decyzji będzie zdawał na poziomie podstawowym bądź rozszerzonym.
Dotychczas obowiązywało rozporządzenie z 2008 roku, na mocy którego uczniowie obowiązkowo zdawali trzy przedmioty – język polski i język obcy oraz jeden wybrany przez siebie przedmiot na poziomie podstawowym, bądź rozszerzonym, a oprócz tego mogli wybrać do trzech przedmiotów – każdy z nich musieli jednak zdawać na poziomie rozszerzonym.
Dwa razy to samo
Co oznaczają zmiany wprowadzone przez MEN? Przede wszystkim część maturzystów będzie zdawała egzaminy z niektórych przedmiotów po dwa razy. Jeśli maturzysta planuje studiować np. na polonistyce, to oprócz zdawanego obligatoryjnie na poziomie podstawowym języka polskiego, będzie musiał ten sam przedmiot zdawać jako dodatkowy na poziomie rozszerzonym. Maturzyści planujący studia na politechnikach będą na tej samej zasadzie dwa razy zdawać matematykę.
Większy wybór
Z drugiej strony nowe przepisy ułatwią składanie papierów na różne, nawet bardzo odległe od siebie kierunki tym maturzystom, którzy nie są pewni, czym chcieliby się zająć w przyszłości. Będzie to możliwe dzięki zwiększeniu z 3 do 6 liczby przedmiotów dodatkowych – w praktyce maturzysta będzie mógł więc zdawać egzamin niemal ze wszystkich przedmiotów znajdujących się w programie szkolnym.
Wprowadzenie kolejnej zmiany w zasadach egzaminu maturalnego na rok przed jego terminem jest niezgodne z prawem. Zgodnie z przepisami minimalny czas, jaki powinien upłynąć od momentu wprowadzenia zmian, do egzaminu przeprowadzanego na nowych zasadach to 2 lata. Rzecznik ministerstwa edukacji narodowej bagatelizuje jednak sytuację: - Uznaliśmy, że można tak zrobić, skoro nie ograniczamy możliwości uczniów tylko je poszerzamy, i to jedynie dla chętnych – komentuje.
Koniec zmian w 2015
Od momentu wprowadzenia w 2005 roku nowej matury to już kolejna zmiana zasad jej przeprowadzania. Czy ostatnia? - Liczę, że w 2015 r., kiedy wreszcie do matury podejdzie rocznik uczący się według nowej podstawy programowej, skończą się te gwałtowne zmiany w przepisach, a egzamin się ustabilizuje – śmieje się dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Krzysztof Konarzewski.
„Gazeta Wyborcza", arb
Dwa razy to samo
Co oznaczają zmiany wprowadzone przez MEN? Przede wszystkim część maturzystów będzie zdawała egzaminy z niektórych przedmiotów po dwa razy. Jeśli maturzysta planuje studiować np. na polonistyce, to oprócz zdawanego obligatoryjnie na poziomie podstawowym języka polskiego, będzie musiał ten sam przedmiot zdawać jako dodatkowy na poziomie rozszerzonym. Maturzyści planujący studia na politechnikach będą na tej samej zasadzie dwa razy zdawać matematykę.
Większy wybór
Z drugiej strony nowe przepisy ułatwią składanie papierów na różne, nawet bardzo odległe od siebie kierunki tym maturzystom, którzy nie są pewni, czym chcieliby się zająć w przyszłości. Będzie to możliwe dzięki zwiększeniu z 3 do 6 liczby przedmiotów dodatkowych – w praktyce maturzysta będzie mógł więc zdawać egzamin niemal ze wszystkich przedmiotów znajdujących się w programie szkolnym.
Wprowadzenie kolejnej zmiany w zasadach egzaminu maturalnego na rok przed jego terminem jest niezgodne z prawem. Zgodnie z przepisami minimalny czas, jaki powinien upłynąć od momentu wprowadzenia zmian, do egzaminu przeprowadzanego na nowych zasadach to 2 lata. Rzecznik ministerstwa edukacji narodowej bagatelizuje jednak sytuację: - Uznaliśmy, że można tak zrobić, skoro nie ograniczamy możliwości uczniów tylko je poszerzamy, i to jedynie dla chętnych – komentuje.
Koniec zmian w 2015
Od momentu wprowadzenia w 2005 roku nowej matury to już kolejna zmiana zasad jej przeprowadzania. Czy ostatnia? - Liczę, że w 2015 r., kiedy wreszcie do matury podejdzie rocznik uczący się według nowej podstawy programowej, skończą się te gwałtowne zmiany w przepisach, a egzamin się ustabilizuje – śmieje się dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Krzysztof Konarzewski.
„Gazeta Wyborcza", arb