I właśnie ta cena oraz nazbyt luksusowe życie pary królewskiej w czasach kryzysu wzbudziło złośliwe komentarze. Niektórzy politycy przypomnieli wystąpienie Alberta II z 21 lipca z okazji narodowego święta, w którym wiele miejsca poświęcił on cierpieniu wielu Belgów z powodu nękającego kraj i świat kryzysu gospodarczego. Ale były też i inne komentarze przypominające, że belgijska rodzina królewska kosztuję podatnika trzy razy mniej niż monarchia w sąsiedniej Holandii.
Mniej poważne, aczkolwiek nie mniej liczne komentarze w prasie wywołał nowy "look" (czyli z ang. wygląd) księcia Filipa, 50-letniego syna króla Alberta. "Czy jest już gotowy do objęcia tronu?" - pytały bulwarówki, kiedy Filip objawił się kilka dni temu z brodą w domu opieki społecznej, gdzie składał wizytę ofiarom niedawnego, groźnego pożaru w Gandawie. "Jest gotowy do tronu. Bródka świadczy o dojrzałości i zaufaniu, dodaje mu majestatu" - dowodził w jednym z flamandzkich dzienników pewien włoski stylista Figaro Pasquale... Pytanie o gotowość do tronu nie jest pozbawione sensu. Wszak Filip to najstarszy syn 75-letniego dziś Alberta II. Zdaniem prasy wątpliwości budzi jednak jego "legendarna nieśmiałość".
Najmniej szczęścia miał ostatnio drugi syn Alberta, Wawrzyniec. Z powodu zapalenia płuc musiał nagle przerwać urlop na Sardynii i od niedzieli do środy przebywał w brukselskiej klinice Saint-Luc. Ponoć złapał wirusa od swej córki Ludwiki, która przechodziła lekkie zapalenie oskrzeli.
Wszystkie te doniesienia o belgijskiej rodzinie królewskiej można tylko do pewnego stopnia traktować z przymrużeniem oka. W nękanej problemami separatystycznymi Belgii i wiecznymi kryzysami rządowymi, rola króla jako elementu łączącego Walonów i Flamandów jest politycznie nie do podważenia.
pap, em