Przedstawiciele kół biznesu usiłują nakłonić prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, żeby popchnął zegar o pół godziny, czyli przywrócił strefę czasową sprzed kilku lat. Twierdzą, że owo przesunięcie czasu skutkuje nadmiernym zużyciem deficytowej energii.
Prezes izby gospodarczej Fedecamaras, Noel Alvarez, oświadczył, że powrót do dawnego czasu zmniejszyłby zużycie energii elektrycznej o 800 megawatów miesięcznie, czyli o połowę łącznych oszczędności w tej dziedzinie, których rząd domaga się od biznesu. Chavez cofnął zegary w Wenezueli o 30 minut w 2007 roku, twierdząc, że będzie to korzystne dla dzieci, bo da im więcej światła dziennego na drogę do szkoły. Przedstawiciele biznesu są innego zdania - ostrzegają, że owo przesunięcie o pół godziny zwiększa zużycie energii, i to w czasie, kiedy rząd ogłosił stan zagrożenia energetycznego i zagroził wysokimi grzywnami firmom, które nie zmniejszą zużycia energii o 20 proc.
Chavez "musi zdać sobie sprawę, że popełnił błąd, musi wrócić do dawnej strefy czasowej" - powiedział Alvarez. Prezydent Wenezueli winą za niedobór energii elektrycznej obciąża długotrwałą suszę, za sprawą której krytycznie niski stał się poziom wody w zbiorniku wielkiej hydroelektrowni, zamkniętym zaporą Guri; na tę hydroelektrownię przypada ok. 70 proc. produkcji energii elektrycznej w Wenezueli.
Krytycy Chaveza winą za problemy energetyczne obarczają jego rząd. Ich zdaniem, mimo wysokich dochodów z eksportu ropy nie dokonano niezbędnych inwestycji i nie unowocześniono systemu energetycznego, który nie nadąża za rosnącym popytem.PAP, arb