Kogo nie ciekawi poznanie idei miasta idealnego z przełomu XIX i XX wieku, ten może sobie Zlín darować. Bo po co ma błąkać się wśród takich samych domków wzdłuż uliczek, których zasad wytyczenia nie rozumie? Aby docenić to miasto, potrzeba choćby garści wiedzy, ale gdy ją posiądziemy, zwiedzanie stanie się czystą przyjemnością. Zlín jest bowiem spójnym, oryginalnym konceptem urbanistycznym.
Zlín to miasto prywatne, rodzinne. Tomáš Bata, założyciel znanej na całym świecie firmy obuwniczej, zbudował tu fabrykę i z małej osady uczynił perłę awangardowej architektury, do której (zwłaszcza w latach 30. XX wieku) pielgrzymowano prawie na kolanach. Ten syn szewca był pod koniec XIX wieku właścicielem małej manufaktury, potem wzbogacił się na dostawach wojskowych, sprzedając obuwie dla c.k. armii podczas I wojny światowej. Miał talent zarówno do modelowania obuwia, jak i do rozwijania biznesu. Chłonął też wiedzę. I uległ modnym wówczas mrzonkom o miastach- -organizmach, zdrowych, funkcjonalnych, samowystarczalnych. O pomoc zwracał się do najlepszych ekspertów. Pierwszym guru Tomáša Baty był Ebenezer Howard, Anglik, piewca zasad miasta-ogrodu, a drugim twórca współczesnej architektury Le Corbusier. Zlín to efekt syntezy idei ich obu.
Zielone zbocza miasta pokrywają małe, jedno- i dwurodzinne domki. Pomyślane tak, by związać pracownika z firmą (np. kuchnie są mikroskopijne po to, by rodzina jadała w zakładowych stołówkach). Powstało tylko dziesięć rodzajów modułowych domów. Ale mimo to František Lydie Gahura, autor koncepcji urbanistycznej, który studiował u Le Corbousiera w Paryżu, uporał się z problemem monotonii ceglanych kostek porastających zbocza doliny. Widać to doskonale z tarasu widokowego miejscowego wysokościowca, także zbudowanego przez koncern Bata. Zamiast nudnych rzędów domów (tylko do końca lat 30. XX wieku powstało ich tu niemal 1500) niczym na mapie widać miękko wijące się linie poziomic z modułami budynków zatopionych w zieleni.
Razem z osiedlami dla pracowników powstawało centrum miasta z fabryką w roli głównej. Miało być nowocześnie i wygodnie, ale cały wysiłek socjalny potentata obuwia miał cel finansowy: zadowoleni robotnicy mieli produkować jeszcze więcej butów. Zaplecze socjalne: żłobki, szkoły, najnowocześniejszy wówczas w kraju szpital, a nawet klub sportowy, dom towarowy i kino – wszystko nakierowane było na ten cel. Sam Bata zresztą, aby podpatrzeć najnowocześniejsze linie produkcyjne, zatrudnił się Stanach Zjednoczonych jako robotnik w fabryce Forda.
Dla fundatora ważna była także forma, więc Bata nie bał się rozwiązań nowatorskich. W zlińskim wieżowcu, będącym biurowcem firmy (obecnie jest tu siedziba miejscowych władz), można oglądać niezwykłe biuro szefa, Jana Antona Baty. Aby dozorować pracujących tu urzędników, właściciel ulokował gabinet w przestronnej windzie. Miał tam telefon, łazienkę, a nawet klimatyzację. Ale przede wszystkim możliwość szybkiego przemieszczania się w budynku, który miał 77 m wysokości (najwyższy w Warszawie przed II wojną światową Prudential miał tylko 66 m). Gabinet przetrwał w niezmienionej formie i można sobie w jego wnętrzu zadać pytanie, czy to, co uważamy za nowoczesne, jest takim rzeczywiście, skoro ma prawie 100 lat.
Podkreśleniu spójności życia w cieniu fabryki służyły także cegły. Całe miasto – od fabryki po prywatne domki – czerwieni się barwą szamotowej cegły, która po latach nadal prezentuje się efektownie, bo nie wymaga dodatkowej elewacji. Do tego wzmocniony beton – wtedy symbol nowoczesności, duże tafle szkła i powtarzalny moduł kwadratu o boku 16,5 m i jego wielokrotności. Ten zabieg unifikuje całość. W mieście wszystko jest proste i funkcjonalne. Bo ulubionym powiedzeniem Baty było: „Nie pozwólmy architektom budować pomników!".
Skalę inwestycji i ambicji „króla butów" widać także w rozmiarach budynków użyteczności publicznej. Kino na 2580 widzów było wówczas (1932 r.) największe w Europie, a przecież mogło liczyć zaledwie na widownię 43-tysięcznego miasteczka. Może dlatego mieszkańcy Zlína z dumą mawiali, że „na świecie będą tylko trzy wielkie miasta – Berlin, Wiedeń i Zlín". Stało się inaczej, ale na pewno warto wpaść na weekend do czeskiego Zlína.
Zielone zbocza miasta pokrywają małe, jedno- i dwurodzinne domki. Pomyślane tak, by związać pracownika z firmą (np. kuchnie są mikroskopijne po to, by rodzina jadała w zakładowych stołówkach). Powstało tylko dziesięć rodzajów modułowych domów. Ale mimo to František Lydie Gahura, autor koncepcji urbanistycznej, który studiował u Le Corbousiera w Paryżu, uporał się z problemem monotonii ceglanych kostek porastających zbocza doliny. Widać to doskonale z tarasu widokowego miejscowego wysokościowca, także zbudowanego przez koncern Bata. Zamiast nudnych rzędów domów (tylko do końca lat 30. XX wieku powstało ich tu niemal 1500) niczym na mapie widać miękko wijące się linie poziomic z modułami budynków zatopionych w zieleni.
Razem z osiedlami dla pracowników powstawało centrum miasta z fabryką w roli głównej. Miało być nowocześnie i wygodnie, ale cały wysiłek socjalny potentata obuwia miał cel finansowy: zadowoleni robotnicy mieli produkować jeszcze więcej butów. Zaplecze socjalne: żłobki, szkoły, najnowocześniejszy wówczas w kraju szpital, a nawet klub sportowy, dom towarowy i kino – wszystko nakierowane było na ten cel. Sam Bata zresztą, aby podpatrzeć najnowocześniejsze linie produkcyjne, zatrudnił się Stanach Zjednoczonych jako robotnik w fabryce Forda.
Dla fundatora ważna była także forma, więc Bata nie bał się rozwiązań nowatorskich. W zlińskim wieżowcu, będącym biurowcem firmy (obecnie jest tu siedziba miejscowych władz), można oglądać niezwykłe biuro szefa, Jana Antona Baty. Aby dozorować pracujących tu urzędników, właściciel ulokował gabinet w przestronnej windzie. Miał tam telefon, łazienkę, a nawet klimatyzację. Ale przede wszystkim możliwość szybkiego przemieszczania się w budynku, który miał 77 m wysokości (najwyższy w Warszawie przed II wojną światową Prudential miał tylko 66 m). Gabinet przetrwał w niezmienionej formie i można sobie w jego wnętrzu zadać pytanie, czy to, co uważamy za nowoczesne, jest takim rzeczywiście, skoro ma prawie 100 lat.
Podkreśleniu spójności życia w cieniu fabryki służyły także cegły. Całe miasto – od fabryki po prywatne domki – czerwieni się barwą szamotowej cegły, która po latach nadal prezentuje się efektownie, bo nie wymaga dodatkowej elewacji. Do tego wzmocniony beton – wtedy symbol nowoczesności, duże tafle szkła i powtarzalny moduł kwadratu o boku 16,5 m i jego wielokrotności. Ten zabieg unifikuje całość. W mieście wszystko jest proste i funkcjonalne. Bo ulubionym powiedzeniem Baty było: „Nie pozwólmy architektom budować pomników!".
Skalę inwestycji i ambicji „króla butów" widać także w rozmiarach budynków użyteczności publicznej. Kino na 2580 widzów było wówczas (1932 r.) największe w Europie, a przecież mogło liczyć zaledwie na widownię 43-tysięcznego miasteczka. Może dlatego mieszkańcy Zlína z dumą mawiali, że „na świecie będą tylko trzy wielkie miasta – Berlin, Wiedeń i Zlín". Stało się inaczej, ale na pewno warto wpaść na weekend do czeskiego Zlína.