Położone w sercu Flandrii Gent – jak po flamandzku nazywa się miasto – większości turystów z niczym się nie kojarzy. A to przecież jedno z najpiękniejszych średniowiecznych miast zachodniej Europy.
Ale to nie zabytki ani dzieła sztuki decydują o niezwykłości Gandawy. Od innych flamandzkich pereł odróżnia ją atmosfera naturalnej „belgijskości" ze wszystkimi jej zaletami i słabościami. Tu pierwszeństwo mają zawsze rowerzyści i wszelkie inne przepisy ruchu drogowego przestają mieć większe znaczenie. Przez zatłoczone miasto przelewają się sznurami setki rowerów. Każdego ranka ulice zapełniają się studentami jadącymi na zajęcia albo wracającymi właśnie z całonocnej imprezy w którymś z licznych gandawskich klubów. Gandawa jest bowiem największym belgijskim ośrodkiem akademickim i spośród 230 tys. mieszkańców aż 31 tys. stanowią studenci.
– „Sapere aude" (odważ się być mądrym) to maksyma przyświecająca naszej uczelni. Studenci z Gandawy wierzą, że świat należy do tych, którzy mają odwagę wykazać się mądrością – mówi Stephenie Lenoir z Uniwersytetu Gent. Ulubionym miejscem spotkań żaków jest Graslei – położony nad centralnym kanałem główny pasaż miasta. Niemal każdego wieczoru można zobaczyć tu tłumy młodych ludzi pijących rewelacyjne belgijskie piwo, śpiewających i grających na gitarach. Turystów widać tylko w ciągu dnia, a i tak większość z nich tonie w tłumie zaaferowanych własnymi sprawami mieszkańców. Belgowie, a w szczególności Flamandowie uchodzą wszak za naród zamknięty i traktujący obcokrajowców z rezerwą.
Trzy wieże, trzy kamienne symbole potęgi i bogactwa, majestatycznie górują nad gandawskim Starym Miastem. Przywodzą na myśl mroczne czasy zapomnianych królów i bohaterskich rycerzy. Katedra św. Bawona, kościół św. Mikołaja i wreszcie okazała dzwonnica Belfort świadczą o potędze średniowiecznej Gandawy, która w owym czasie była drugim po Paryżu największym ośrodkiem miejskim północnej Europy. To właśnie tutaj w XV wieku Jan van Eyck stworzył tryptyk „Adoracja mistycznego Baranka" uznawany za jedno z przełomowych dzieł malarstwa niderlandzkiego. Miasto kupców, dla których najwyższą wartością było sukno, okazało się również twierdzą niepokornych buntowników, którzy w 1540 r. wypowiedzieli posłuszeństwo cesarzowi Karolowi V. Mieszkańcy Gandawy wciąż nazywają się czasem „stroppendragers" czyli „tymi, którzy noszą stryczki". To wspomnienie zakończonej klęską rebelii, po której buntownicy musieli przejść przez miasto boso, ubrani w białe koszule, aby w końcu z zawieszonymi na szyi stryczkami oddać hołd cesarzowi. Do dziś ten przemarsz stanowi symbol waleczności i nieugiętej postawy gandawskich mieszczan. Co roku w trakcie wielkiego festiwalu Gentse Feesten przez centrum maszerują współcześni „stroppendragersi”, którymi mogą zostać tylko najznamienitsi obywatele miasta. Na ten odbywający się zawsze pod koniec lipca festiwal warto przyjechać przede wszystkim ze względu na ogarniające Gandawę muzyczno-taneczne szaleństwo. Na dziesięciodniową imprezę zjeżdża około dwóch milionów widzów, a w całym mieście odbywa się jeden wielki koncert pod gołym niebem, gdzie można usłyszeć niemal wszystkie style i gatunki muzyki rozrywkowej. Największa zabawa trwa na Graslei, gdzie na centralnym kanale pojawiają się nawet pływające sceny.
Gandawa jest jak sami Belgowie: na wskroś mieszczańska i przesiąknięta protestanckimi wartościami, takimi jak porządek i praca, ale czasem wybuchająca spontanicznymi emocjami. Dlatego, aby poznać genius loci – ducha tego miasta – nie wystarczy zaliczyć obowiązkowej listy muzeów i kościołów. Trzeba jeszcze znaleźć czas na nieśpieszne włóczenie się wąskimi uliczkami. Wychylić kufel mocnego piwa w jednym z licznych pubów i, patrząc z Graslei na trzy wieże, na chwilę przenieść się do mrocznych wieków średnich. Gandawa to miasto do stopniowego rozsmakowania się w nim, i to najlepiej samodzielnie, bez przewodnika. Potem być może uda się nawet zrozumieć Belgię i Belgów.
– „Sapere aude" (odważ się być mądrym) to maksyma przyświecająca naszej uczelni. Studenci z Gandawy wierzą, że świat należy do tych, którzy mają odwagę wykazać się mądrością – mówi Stephenie Lenoir z Uniwersytetu Gent. Ulubionym miejscem spotkań żaków jest Graslei – położony nad centralnym kanałem główny pasaż miasta. Niemal każdego wieczoru można zobaczyć tu tłumy młodych ludzi pijących rewelacyjne belgijskie piwo, śpiewających i grających na gitarach. Turystów widać tylko w ciągu dnia, a i tak większość z nich tonie w tłumie zaaferowanych własnymi sprawami mieszkańców. Belgowie, a w szczególności Flamandowie uchodzą wszak za naród zamknięty i traktujący obcokrajowców z rezerwą.
Trzy wieże, trzy kamienne symbole potęgi i bogactwa, majestatycznie górują nad gandawskim Starym Miastem. Przywodzą na myśl mroczne czasy zapomnianych królów i bohaterskich rycerzy. Katedra św. Bawona, kościół św. Mikołaja i wreszcie okazała dzwonnica Belfort świadczą o potędze średniowiecznej Gandawy, która w owym czasie była drugim po Paryżu największym ośrodkiem miejskim północnej Europy. To właśnie tutaj w XV wieku Jan van Eyck stworzył tryptyk „Adoracja mistycznego Baranka" uznawany za jedno z przełomowych dzieł malarstwa niderlandzkiego. Miasto kupców, dla których najwyższą wartością było sukno, okazało się również twierdzą niepokornych buntowników, którzy w 1540 r. wypowiedzieli posłuszeństwo cesarzowi Karolowi V. Mieszkańcy Gandawy wciąż nazywają się czasem „stroppendragers" czyli „tymi, którzy noszą stryczki". To wspomnienie zakończonej klęską rebelii, po której buntownicy musieli przejść przez miasto boso, ubrani w białe koszule, aby w końcu z zawieszonymi na szyi stryczkami oddać hołd cesarzowi. Do dziś ten przemarsz stanowi symbol waleczności i nieugiętej postawy gandawskich mieszczan. Co roku w trakcie wielkiego festiwalu Gentse Feesten przez centrum maszerują współcześni „stroppendragersi”, którymi mogą zostać tylko najznamienitsi obywatele miasta. Na ten odbywający się zawsze pod koniec lipca festiwal warto przyjechać przede wszystkim ze względu na ogarniające Gandawę muzyczno-taneczne szaleństwo. Na dziesięciodniową imprezę zjeżdża około dwóch milionów widzów, a w całym mieście odbywa się jeden wielki koncert pod gołym niebem, gdzie można usłyszeć niemal wszystkie style i gatunki muzyki rozrywkowej. Największa zabawa trwa na Graslei, gdzie na centralnym kanale pojawiają się nawet pływające sceny.
Gandawa jest jak sami Belgowie: na wskroś mieszczańska i przesiąknięta protestanckimi wartościami, takimi jak porządek i praca, ale czasem wybuchająca spontanicznymi emocjami. Dlatego, aby poznać genius loci – ducha tego miasta – nie wystarczy zaliczyć obowiązkowej listy muzeów i kościołów. Trzeba jeszcze znaleźć czas na nieśpieszne włóczenie się wąskimi uliczkami. Wychylić kufel mocnego piwa w jednym z licznych pubów i, patrząc z Graslei na trzy wieże, na chwilę przenieść się do mrocznych wieków średnich. Gandawa to miasto do stopniowego rozsmakowania się w nim, i to najlepiej samodzielnie, bez przewodnika. Potem być może uda się nawet zrozumieć Belgię i Belgów.