Katarzyna Cichopek napisze książkę. Nie, spokojnie, jej imienniczka Grochola, nie ma się czego obawiać. Cichopek nie pisze bowiem ckliwego romansu, ani historii współczesnego Kopciuszka, który dzięki roli w serialu „M jak miłość” nagle stał się księżniczką. Cichopek pisze poradnik dla młodych mam. Tym niemniej jej wejście na rynek księgarski na pewno nie przejdzie bez echa.
Pisanie książek przez osoby, które nie mają zazwyczaj czasu na ich czytanie (a nawet jeśli mają, to starają się nie zdradzać z tym że coś przeczytały) jest w dzisiejszym świecie modne. Swoje krwiste biografie piszą piórami dziennikarzy sportowcy (taki Andrzej Gołota miał często problemy ze sformułowaniem zdania podrzędnie złożonego – ale swoją biografię ma), generałowie (vide Waldemar Skrzypczak), a także aktorzy, piosenkarze i mieszkańcy rozmaitych domów Wielkiego Brata. Oczywiście książki piszą też wciąż pisarze – czyli ludzie którzy trochę się na tym znają, ale umówmy się – kto mając do wyboru ekscytujący poradnik o macierzyństwie Katarzyny Cichopek i jakieś nudziarstwa Amosa Oza – wybierze tę drugą pozycję? Na pewno nie siedem milionów Polaków, którzy co tydzień zasiadają przed telewizorami, żeby zobaczyć co tam słychać u Katarzyny Cichopek vel Kingi Zduńskiej i jej nie mniej słynnego serialowego męża – Marcina Mroczka. Cichopek to przecież ich kumpela z telewizora. Amos Oz czy inny Cortazar to ludzie zupełnie obcy.
Czekając na sukcesy Cichopek-pisarki nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mechanizm, który uczyni z poradnika sympatycznej pani Kasi bestseller, działa nie tylko na rynku księgarskim, ale również w polityce. Bo tak jak nie liczy się to, co Cichopek napisze w swoim dziele – ważne jest to, że napisze to właśnie ona, tak kiedy przychodzi nam wybierać dajmy na to posłów, albo prezydenta - też niezbyt ważne jest to, co oni właściwie chcą nam obiecać – najważniejsze, że ich znamy z telewizora i lubimy (alternatywna wersja – znamy i nienawidzimy w związku z czym poprzemy konkurenta). Nie? A czytaliście kiedyś programy partii na które głosujecie? Porównywaliście je? Sprawdzaliście czy wasz kandydat nie jest Kasią Cichopek i czy gdzieś na dole listy nie czai się jakiś utalentowany Amos Oz?
Dlatego kiedy dziś wyborcy stanowczo domagają się prezydenckiej debaty – ja zadaję sobie pytanie: i po co nam ona? Czy w ciągu 45 minut usłyszymy jakąś porywającą polemikę, przerzucanie się programami reformy systemu fiskalnego czy pomysłami na to, jak wreszcie zbudować w Polsce autostrady? A może usłyszymy coś o koncepcji administracji publicznej? Systemie podatkowym? Polityce obronnej? Śmiem wątpić. Jeśli któryś z dyskutantów chciałby wnikać w takie nudne niuanse ziewający prowadzący na pewno by mu przerwał. W debacie chodziłoby o to, by nasza polityczna Kasia Cichopek udowodniła, że jest Kasią Cichopek – z kolei rywal musiałaby dowieść że Kasią Cichopek nie jest. To już lepiej obejrzeć kolejny odcinek „M jak miłość".
Czekając na sukcesy Cichopek-pisarki nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mechanizm, który uczyni z poradnika sympatycznej pani Kasi bestseller, działa nie tylko na rynku księgarskim, ale również w polityce. Bo tak jak nie liczy się to, co Cichopek napisze w swoim dziele – ważne jest to, że napisze to właśnie ona, tak kiedy przychodzi nam wybierać dajmy na to posłów, albo prezydenta - też niezbyt ważne jest to, co oni właściwie chcą nam obiecać – najważniejsze, że ich znamy z telewizora i lubimy (alternatywna wersja – znamy i nienawidzimy w związku z czym poprzemy konkurenta). Nie? A czytaliście kiedyś programy partii na które głosujecie? Porównywaliście je? Sprawdzaliście czy wasz kandydat nie jest Kasią Cichopek i czy gdzieś na dole listy nie czai się jakiś utalentowany Amos Oz?
Dlatego kiedy dziś wyborcy stanowczo domagają się prezydenckiej debaty – ja zadaję sobie pytanie: i po co nam ona? Czy w ciągu 45 minut usłyszymy jakąś porywającą polemikę, przerzucanie się programami reformy systemu fiskalnego czy pomysłami na to, jak wreszcie zbudować w Polsce autostrady? A może usłyszymy coś o koncepcji administracji publicznej? Systemie podatkowym? Polityce obronnej? Śmiem wątpić. Jeśli któryś z dyskutantów chciałby wnikać w takie nudne niuanse ziewający prowadzący na pewno by mu przerwał. W debacie chodziłoby o to, by nasza polityczna Kasia Cichopek udowodniła, że jest Kasią Cichopek – z kolei rywal musiałaby dowieść że Kasią Cichopek nie jest. To już lepiej obejrzeć kolejny odcinek „M jak miłość".