Osobą odpowiedzialną za korupcję w Widzewie był ówczesny członek władz klubu Wojciech Sz. Przedstawiciele lidera 1. ligi nie są przesadnie usatysfakcjonowani decyzją WD. "Czekamy na uzasadnienie. Wydział Dyscypliny uznał odpowiedzialność dyscyplinarną klubu, choć nawet nie ma procesu sądowego przeciwko Sz. Dlatego nie zgadzamy się z tą oceną. Wyrok jest jednak dla nas korzystny i co ważne, kończy możliwość karania nas za działania Sz. Będziemy wreszcie mogli w spokoju pracować nad sportowym rozwojem klubu, bez karnych niespodzianek" - napisał w oświadczeniu prezes Widzewa Marcin Animucki.
Zamieszanie związane z Widzewem trwało ponad dwa lata. W styczniu 2008 roku Wydział Dyscypliny zdegradował łódzki zespół o jedną klasę za czyny korupcyjne Wojciecha Sz. (chodzi o sezon 2004/05). Tymczasem 23 lipca 2008 roku Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy PKOl uznał apelację klubu. Z tą decyzją nie zgodził się z kolei PZPN, który w Sądzie Najwyższym złożył skargę kasacyjną. Na kolejne konkrety czekano prawie rok. Widzew w tym czasie grał w pierwszej lidze, do której spadł "sportowo" sezon wcześniej.
10 czerwca 2009 roku SN uchylił wyrok Trybunału Arbitrażowego i nakazał mu ponownie zająć się sprawą łódzkiego klubu. W sezonie 2008/2009 Widzew wygrał rozgrywki pierwszej ligi, jednak po orzeczeniu Sądu Najwyższego, decyzją PZPN z 2 sierpnia 2009, kolejny również rozpoczął na zapleczu ekstraklasy. Miejsce Widzewa w najwyższej klasie zajęła trzecia w tabeli Korona Kielce. 25 sierpnia 2009 roku - już w trakcie rozgrywek ekstraklasy - Trybunał Arbitrażowy po raz kolejny uchylił decyzję PZPN w sprawie degradacji Widzewa i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Wydział Dyscypliny. Łodzianie domagali się przywrócenia do ekstraklasy. PZPN był innego zdania i Widzew kończy właśnie kolejny sezon w pierwszej lidze i już zapewnił sobie awans. Jednocześnie domaga się od związku odszkodowania za utratę zysków po niesłusznym, zdaniem łódzkich działaczy, relegowaniu z ekstraklasy.
PAP, arb