W miniony weekend, oprócz warszawskiego EuroPride, odbyła się również inna, nieco mniejsza manifestacja. Przez stolicę Górnego Śląska przeszło półtora tysiąca ludzi w IV Marszu Autonomii. Trochę mało jak na prawie 2 miliony mieszkańców śląskiej metropolii. Swoje zapewne zrobiły upały. Mimo to szefowie Ruchu Autonomii Śląska są z frekwencji zadowoleni.
Sam RAŚ zdołał jednak przypomnieć mi o sobie i o tym, że budzi we mnie uczucia ambiwalentne. Z jednej strony, z racji tego że mieszkam na Górnym Śląsku od urodzenia, cieszy mnie bardzo, że jest instytucja, która dba o tożsamość regionalną. W czasach gdy większość ulega trendom globalizacji, na Śląsku mamy ludzi, którzy troszczą się o to, aby młodzież nie zapomniała czym jest gwara i jaka jest historia ich małej ojczyzny. To naprawdę bardzo szlachetna idea i za kilkadziesiąt lat pewnie większość etnologów zajmujących się Śląskiem będzie na klęczkach dziękowało za taki twór jak RAŚ.
Niestety jest też druga strona medalu. Już w samej nazwie pojawia się stwierdzenie „autonomia". Organizacja chciałaby dla regionu własnego parlamentu, skarbu oraz rządu. Zwolennicy autonomii uważają, że Ślązacy lepiej znają swoje problemy. To na pewno prawda, ale czy to oznacza, że automatycznie potrafią najlepiej je rozwiązać? Od 1999 roku, od czasu ostatnich większych zmian w systemie administracji kraju można doliczyć się wielu, naprawdę bardzo wielu nieudolnych burmistrzów, prezydentów miast, rajców i posłów wywodzących się ze Śląska. Jakoś nie za bardzo widać, aby pod tym względem śląscy politycy górowali nad przedstawicielami innych regionów.. I nagle wprowadzenie autonomii miałoby, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki coś zmienić, sprawić że skończy się patologia w lokalnej polityce. Mało prawdopodobne.
Warto jeszcze spojrzeć na sprawę narodowości osób zamieszkujących Śląsk. Narodowość śląską w czasie spisu powszechnego w 2002 roku zaznaczyło 173 tysiące osób. To mało jeśli się myśli o autonomii. Nawet jeśli członkowie RAŚ mają rację, że rachmistrzowie nie pozwalali na taki wpis, należy na sprawę spojrzeć realnie i uświadomić sobie, że w Silesii mieszka coraz więcej osób z którymi się nie „pogodo".
Niestety jest też druga strona medalu. Już w samej nazwie pojawia się stwierdzenie „autonomia". Organizacja chciałaby dla regionu własnego parlamentu, skarbu oraz rządu. Zwolennicy autonomii uważają, że Ślązacy lepiej znają swoje problemy. To na pewno prawda, ale czy to oznacza, że automatycznie potrafią najlepiej je rozwiązać? Od 1999 roku, od czasu ostatnich większych zmian w systemie administracji kraju można doliczyć się wielu, naprawdę bardzo wielu nieudolnych burmistrzów, prezydentów miast, rajców i posłów wywodzących się ze Śląska. Jakoś nie za bardzo widać, aby pod tym względem śląscy politycy górowali nad przedstawicielami innych regionów.. I nagle wprowadzenie autonomii miałoby, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki coś zmienić, sprawić że skończy się patologia w lokalnej polityce. Mało prawdopodobne.
Warto jeszcze spojrzeć na sprawę narodowości osób zamieszkujących Śląsk. Narodowość śląską w czasie spisu powszechnego w 2002 roku zaznaczyło 173 tysiące osób. To mało jeśli się myśli o autonomii. Nawet jeśli członkowie RAŚ mają rację, że rachmistrzowie nie pozwalali na taki wpis, należy na sprawę spojrzeć realnie i uświadomić sobie, że w Silesii mieszka coraz więcej osób z którymi się nie „pogodo".