Kilka dni temu Snarski przegrał na punkty, po kontrowersyjnym werdykcie, z Cieślakiem. - Ci, którzy oglądali potyczkę, widzieli, że ja wygrałem. Otrzymałem sporo gratulacji, ludzie piszę do mnie: "Snara, ty zwyciężyłeś". A że sędziowie ocenili inaczej, to ich sprawa. Boks to mój zawód, z niego żyję, więc jestem gotów ponownie skrzyżować rękawice. Przedstawiłem ludziom współpracującym z Cieślakiem dobrą ofertę finansową - dodał.
W amatorskiej karierze białostockiego zawodnika nie brakowałokontrowersyjnych werdyktów. - Zdecydowanie najbardziej utkwiła mi w pamięci niezasłużona przegrana w mistrzostwach Europy w 1995 roku z ówczesnym mistrzem świata Rumunem Leonardem Doroftei - wspomina Snarski.
Rok starszy od Snarskiego jest Bartnik. W grudniu skończy 43 lata, ale w przeciwieństwie do młodszego kolegi, nie zamierza rezygnować z pięściarstwa. - Kiedyś miałem problemy ze zdrowiem, więc mówiłem, że zakończę karierę. Tymczasem dalej boksuję, nic mnie nie boli, czuję się świetnie i z pewnością pojawię się jeszcze między linami - powiedział ostatni polski medalista igrzysk (brąz w Barcelonie). Bartnik zamierza także startować w wyborach na radnego w Oleśnicy, gdzie mieszka.
Na zawodowych ringach Snarski, były pretendent do tytułu mistrza Starego Kontynentu, stoczył 64 walki, z których po 31 wygrał i przegrał, a dwie zremisował. Bartnik legitymuje się rekordem 25-4-1.
zew, PAP