Amstaff zaatakował dziewczynkę
Sprawa dotyczy wypadku, do którego doszło w Krakowie na początku sierpnia ubiegłego roku. Włoska rodzina odwiedziła restaurację przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Pięcioletnia dziewczynka wraz z dwójką innych dzieci poszła do toalety. Wtedy z zaplecza wyszły dwa amstaffy, należące do właścicielki lokalu. Jeden z psów zaatakował małą Włoszkę, powodując u niej rany kąsane i szarpane, głównie twarzy i głowy. Po wypadku dziewczynka z obrażeniami głowy, policzka i nosa została przewieziona do szpitala. Założono jej tam kilkadziesiąt szwów, na dalsze leczenie wróciła z rodzicami do Włoch. Obrażenia - jak stwierdza prokuratura na podstawie opinii biegłych - stanowią ciężki i trwały uszczerbek na jej zdrowiu w postaci zeszpecenia twarzy.
Oskarżona się przyznaje, ale się nie stawia
W śledztwie Jolanta O. przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu. Powiedziała, że poczuwa się do odpowiedzialności za to co zrobiły psy i chciałaby wynagrodzić powstałe u dziecka szkody. Kobiecie grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. W maju oskarżona nie stawiła się na rozpoczęcie procesu przed Sądem Rejonowym dla Krakowa Śródmieścia. Jej adwokat przedłożył zaświadczenie lekarskie, że nie może ona uczestniczyć w rozprawie. Wnioskował także o skierowanie sprawy do postępowania mediacyjnego. Na mediację zgodziła się pełnomocnik włoskiej rodziny, wyrażając żal, że oskarżona przez wiele miesięcy nie podjęła mediacji.
Rodzice dziecka występują w sprawie jako oskarżyciele posiłkowi. W toku mediacji rodzice dziewczynki przedstawili m.in. rachunek za leczenie psychologiczne dziecka. Do zawarcia ugody nie doszło. W toku śledztwa prokuratura uzyskała m.in. opinie biegłych z zakresu kynologii i weterynarii, z których wynika, że psy tej rasy powinny być specjalnie szkolone i prowadzone, te jednak szkolone nie były.
zew, PAP