W lipcu 2008 r. policja zajęła w domu Nowakowskiego ponad 190 sztuk broni. Po zbadaniu przez ekspertów, niewielka część kolekcji została zwrócona - głównie wiatrówki, straszaki i pistolety startowe. - Mam do nich żal. Nie ukrywałem mojej kolekcji, wszyscy wiedzieli o jej istnieniu. Mimo to, o szóstej rano i pod moją nieobecność do mojego domu wkroczyli policjanci z wydziału ds. walki z terrorem kryminalnym i zabójstw - powiedział. - W 1982 r. rewizji w moim domu dokonało SB, szukając radiostacji i drukarni. Ale nawet oni stwierdzili, że z posiadanej przeze mnie broni nie można oddać skutecznego strzału i niczego nie zabrali - dodał.
W czwartek sąd orzekł, że pozostałe 171 sztuk militariów nie powinno wrócić w ręce kolekcjonera, a trafić w całości do instytucji, która zapewni jej odpowiednie warunki przechowania i ekspozycji. Wydając decyzję, sąd powołał się na opinie ekspertów, którzy ocenili, że znacznej części broni odebranej Nowakowskiemu można przywrócić cechy użyteczności.
Sąd podkreślił także, że Nowakowski miał szansę zalegalizować posiadaną przez siebie kolekcję na mocy nieobowiązujących już dziś przepisów ustawy z 2005 r., której założeniem była abolicja dla powstańców warszawskich, przechowujących broń sprzed 1944 r. Wielu z nich bało się wówczas oskarżenia o nielegalne jej posiadanie i obawiało się przekazać ją Muzeum Powstania Warszawskiego. Czwartkowa decyzja sądu nie jest prawomocna. Nowakowski zapowiedział, że będzie składał w tej sprawie zażalenie do sądu okręgowego. Może to zrobić w ciągu siedmiu dni.
zew, PAP