Date-Krumm po raz pierwszy w Australian Open zagrała w 1990 roku, gdy Radwańska miała... 10 miesięcy, a 25 zawodniczek z głównej drabinki tegorocznego turnieju nie było na świecie. - Wiek nie może być usprawiedliwieniem porażki. Grałam najlepiej jak potrafiłam, ale widać, to było za mało - przyznała Japonka, która uważa, że przełomowym momentem meczu było wezwanie przez uskarżającą się na ból pleców Polkę lekarza na kort. Miało to miejsce w trzecim secie, przy prowadzeniu Date-Krumm 4:1.
- Od kiedy pamiętam, takie przerwy źle na mnie wpływały. Teraz było podobnie. Nie pomogła mi też pogoda. Temperatura wynosiła 23 stopnie, czyli niewiele jak na australijskie lato. Gdy rywalkę opatrywał lekarz, moje ciało "stygło". Gdy wznowiłyśmy grę, złapał mnie skurcz, nie mogłam poruszać się tak łatwo jak wcześniej i ostatecznie przegrałam. Teraz wrócę do kraju i zastanowię wspólnie z lekarzem i fizjoterapeutą, jak uniknąć podobnych wpadek w przyszłości. Nie chcę więcej przegrać w taki sposób - zaznaczyła. Pytana, czy zamierza kontynuować karierę, odpowiedziała z uśmiechem: "A dlaczego nie?".
PAP, arb