Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach Ryszard Tomkiewicz, śledztwo zostało wszczęte, by ustalić, co działo się z dziewczynką przez sześć dni, czy ktoś ją porwał i czy rodzice są winni tego, że dziecko zaginęło. - Postępowanie wykazało, że dziewczynka sama wyszła z domu, nikt jej nie kazał iść do lasu, nie została przez nikogo porwana czy przetrzymywana - dodał Tomkiewicz.
Prokuratura przez trzy miesiące nie mogła przesłuchać 10-latki, gdyż ta przez ten czas miała wiele zabiegów. Najpierw była leczona w szpitalu w Suwałkach. Potem została przewieziona do gdyńskiej Kliniki Medycyny Hiperbarycznej. Potem trafiła do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Dziewczynka została przesłuchana więc dopiero na początku stycznia tego roku.
10-letnia Karina straciła wszystkie palce obu stóp. Przez całe życie będzie musiała używać specjalnego obuwia, by móc prawidłowo chodzić. Trwa zbiórka pieniędzy, by pomóc dziewczynce. Dziewczynka uczy się w szkole specjalnej. Jest jednym z dziesięciorga dzieci w rodzinie. Rodzice Kariny od 2002 roku mają ograniczoną przez sąd władzę rodzicielską.
zew, PAP