Cena biletów w sektorze VIP wynosiła 2300 norweskich koron (1150 złotych) za miejsce i SSF bardzo się spieszył, ponieważ bilety się już kończyły. Po ich nadejściu okazało się, że 50 z nich, za które SSF zapłacił 115 tysięcy norweskich koron (57 tys. zł) posiada najlepsze numery miejsc, lecz nie na stadionie narciarskim tylko na... średniej skoczni i to na konkurs skoków kobiet, w którym w dodatku nie startuje żadna Szwedka.
- Zrobiliśmy mały błąd. Było to niewłaściwe kliknięcie na stronie internetowej organizatorów z powodu pośpiechu, ponieważ w Norwegii panuje tak ogromne zainteresowanie biletami, że myśleliśmy, iż są one okazją. Oczywiście, że nie możemy ich zaproponować naszym sponsorom, ponieważ naszą specjalnością i atrakcją dla nich są biegi narciarskie. Postaramy się jednak bilety odsprzedać, aby wycofać pieniądze - powiedział dyrektor handlowy SSF Fredrik Hallstensson.
Odsprzedanie biletów będzie jednak dużym problemem, ponieważ ani jedna osoba w Szwecji nie odpowiedziała na ogłoszenie, a w Norwegii na tę dyscyplinę sprzedano zaledwie osiem tysięcy biletów i to najtańszych. Na miejsca VIP nie ma chętnych.
Norweskie skoczkinie są natomiast bardzo zadowolone i obiecały uścisnąć każdego szwedzkiego działacza i sponsora, który pojawi się na skoczni. - Jesteśmy zachwycone szwedzkim zainteresowaniem i postaramy się, aby byli zadowoleni z atmosfery tego wydarzenia - powiedziała jedna z faworytek, Line Jahr.
zew, PAP