W czwartej minucie gospodarze objęli prowadzenie, a 16. trafienie w sezonie zanotował David Villa. Trybuny barcelońskiego giganta ucichły po tym, jak w 50. minucie Sergio Busquets sfaulował w polu karnym Fernando Llorente i sędzia podyktował jedenastkę. Po chwili Andoni Iraola wyrównał. Barcelona nie zraziła się jednak chwilowym niepowodzeniem i do końca walczyła o trzy punkty. Rozstrzygnięcie padło w 78. minucie, kiedy po akcji Xaviego i Brazylijczyka Daniego Alvesa z bliska sprytnym strzałem do siatki piłkę kopnął Messi.
Barcelona utrzymała pięciopunktową przewagę nad Realem Madryt, który w sobotę pokonał Levante 2:0. Oba gole dla Królewskich padły przed przerwą, a zdobyli je Francuz Karim Benzema i Portugalczyk Ricardo Carvalho. - My swoją robotę wykonaliśmy. Teraz czas na odpowiedź ze strony Barcelony - powiedział tuż po meczu obrońca Realu Sergio Ramos, który próbował wywierać presję na lidera tabeli.
Inaczej podchodził do sprawy trener Realu Jose Mourinho: - Presja zawsze ciąży na drugim w tabeli, a nie liderze. Od nas nic nie zależy. Barcelona ma wszystkie atuty w rękach. Portugalczyk w swoim stylu próbował bagatelizować znaczenie niedzielnego spotkania "Dumy Katalonii". - Nie mam wpływu na wynik, więc ten mecz mnie nie interesuje. Zresztą pewnie nie będę go oglądał. Prawdopodobnie zjem kolację z rodziną, bo w poniedziałek Real leci na mecz Ligi Mistrzów do Lyonu - wyjaśnił.
To jednak on był bohaterem mediów, gdyż dzięki zwycięstwu nad Levante nie przegrał jako trener drużyny gospodarzy od dziewięciu lat. Portugalczyk - były szkoleniowiec FC Porto, Chelsea i Interu Mediolan - po raz ostatni gorycz porażki przed własną publicznością przeżył 23 lutego 2002 roku, kiedy FC Porto w lidze portugalskiej uległo Beira Mar 2:3. Z kolejnych 148 spotkań jego zespoły 123 wygrały, a w 25 zremisowały. Z Realem wygrał wszystkie 12 potyczek na Santiago Bernabeu. "To rekord z innej planety" - ocenił dziennik "Marca".
Głośno w Hiszpanii jest również o bramkarzu Deportivo La Coruna Danielu Aranzubii, który w doliczonym przez sędziego czasie gry zapewnił swojej drużynie remis w spotkaniu z Almerią (1:1). To pierwszy gol zdobyty głową przez bramkarza w historii tamtejszej ekstraklasy. - Nie po raz pierwszy w końcówce powędrowałem na pole karne rywala. W końcu przyniosło to efekt. Zrobiłem to, co powinni uczynić moi koledzy, ale nie czuję się bohaterem - przyznał Aranzubia.
zew, PAP