Adam i Justyna z Warszawy w Egipcie są piąty raz. - Wcześniej jeździliśmy do Hurgady i do miejscowości, w których można nurkować. Tym razem postanowiliśmy sprawdzić Sharm el Sheikh. Planowaliśmy to zrobić w czerwcu, ale znaleźliśmy stosunkowo tanią ofertę i zdecydowaliśmy się na wyjazd teraz - powiedziała PAP Justyna.
Pytana, czy nie obawiała się o swoje bezpieczeństwo, przyjeżdżając tu po rewolucji odparła, że kraj ten w ostatnich latach wprowadził szczególne środki ochrony turystów. - Chcemy jechać na wycieczkę do Kairu. Zapewniono nas, że takie wyjazdy ponownie zaczęto organizować. Będziemy eskortowani przez policję turystyczną, która już od kilku lat ochrania w trakcie podróży - mówi.
Efekty przemian po rewolucji Adam widzi u samych Egipcjan. - Widzę, jak bardzo są teraz chłonni zmian i jak bardzo im zależy na pracy. A oni głównie utrzymują się z nas, turystów - mówi. Jako przykład podaje ceny w sklepach. - Podczas targowania się z nimi, są w stanie dać bardzo duży upust cenowy, czego wcześniej nie zauważałem. Jest to forma zachęty, by wrócić do tego sklepu - dodaje.
John i Mary z Londynu przyjechali do Egiptu z 5-letnią córeczką. Wydarzenia z ostatnich tygodni, jakie rozgrywały się w tym kraju, śledzili w telewizji. - Egipcjan czeka teraz trudny czas. Będą starali się pokazać, że Egipt nadal jest bardzo atrakcyjnym miejscem dla turystów. Jesteśmy tutaj prawie tydzień i czujemy się bardzo bezpieczni, czego dowodem jest to, że przyjechaliśmy z dzieckiem - powiedziała Mary.
Pierwszy raz w Sharm el Sheikh są Sasza i Michaił z Leningradu. - U nas jest problem z Czeczenami; ostatnio mieliśmy zamach w Moskwie, a tutaj nic nam nie grozi, czujemy się bardzo bezpiecznie - opowiada Michaił. Cieszy się, że właściciel hotelu, w którym się zatrzymali, w ramach promocji udostępnił im pokój z widokiem na morze, czego nie było w standardzie, na jaki się zdecydowali.
Na ulicach Sharm el Sheikh nie widać jednak tłumów. Ulice są wyludnione, w sklepach nie ma kolejek; kelnerzy z restauracji zapraszają do środka, oferując zniżki na potrawy. Sami Egipcjanie mówią, że turyści do nich wracają powoli.
-Gdy porównuję liczbę turystów sprzed roku, zdecydowanie jest ich teraz mniej. Bez wątpienia wpływ na to mają wydarzenia kairskie. Ale liczymy na to, że w sezonie odwiedzi nas znaczna liczba wczasowiczów, choć może nie być tyle samo osób co w ubiegłym roku - powiedział Tamir Maher, przedstawiciel jednego z egipskich biur podróży.
Według wyliczeń hotelarzy z Sharm el Sheikh, od początku roku liczba urlopowiczów spadła o 60 proc. w porównaniu z 2010 r. „Oferujemy klientom dodatkowe atrakcje, zapewniamy np. pełne wyżywienie czy zniżki na wycieczki" - powiedział Joseph, menadżer jednego z hoteli o wyższym standardzie.
Jego zdaniem większość mieszkańców czuje się pokrzywdzona z powodu sposobu relacjonowania wydarzeń egipskich. „W mediach relacje były znacznie wypaczone. Sharm el Sheikh leży bardzo daleko od Kairu, tutaj było i jest bezpiecznie" - powiedział. Wyjaśnił, że do Kairu jest ok. 500 km, czyli ok. 6 godzin jazdy samochodem.
Tamir przyznaje, że Polacy licznie odwiedzają Sharm el Sheikh. - Kiedy w sezonie idzie się ulicami, słychać głównie język polski - mówi. Na pytanie, jak nasi rodacy najbardziej lubią spędzać czas, wymienia: wycieczki, alkohol i leżenie na plaży.
Powiedział, że w ostatnim roku ok. 4 tys. naszych rodaków co tydzień przyjeżdżało do tego kurortu. Dodał, że turystyka stanowi w Egipcie 12 proc. PKB.
- Ludzie tutaj żyją z turystyki. Jeśli nie będę się utrzymywał z turystyki, to stracę pracę. My tu nie protestowaliśmy, bo to oznaczałoby, że turyści nie chcieliby przyjeżdżać do Sharm el Sheikh z obawy o swoje bezpieczeństwo, a ja i moi koledzy nie mielibyśmy pracy - powiedział Mohamed, pracownik hotelowy. Dodał, że średnia pensja miesięczna kairczyka to ok. 120 dol., ale tutaj można zarobić z turystyki więcej.
W Sharm el Sheikh, miejscowości położonej na półwyspie Synaj nad Morzem Czerwonym, mieszka ok. 45 tys. ludzi. Utrzymują się oni z turystyki.
em, pap