- Około ośmiu mil za równikiem, gdy przyszła zmiana wiatru, musiałem zrzucić genakera i zamienić go na solenta. Po zrobieniu tego porządkowałem liny i nagle usłyszałem trzask. Była czarna noc, ale dostrzegłem, że żagiel jest w wodzie. Wyciągnąłem go, żeby się nie podarł i zobaczyłem rozerwaną końcówkę okucia mocującego sztag do masztu. Jest to bardzo mocna część przenosząca największe obciążenia na jachcie; nie ma mocniejszego okucia niż to - relacjonował Polak.
- Zdecydowałem się skręcić do brazylijskiego portu i czekać na część zamienną. Bez tego sztagu nie mogę płynąć w silny północny pasat, ponieważ istnieje realne ryzyko utraty całego masztu. Długo nad tym myślałem, ale musiałem podjąć taką decyzję. Będę później w Charleston, jednak nie byłbym w stanie wyprzedzić kogokolwiek z taką awarią, a i tak wypłynąłem z uszkodzonym kilem, którego nie udało się naprawić w urugwajskim porcie. Potem doszły jeszcze na jachcie awarie bukszprytu i alternatora - dodał żeglarz.
- Teraz moim najważniejszym zadaniem jest utrzymać łódkę w całości, żeby móc wystartować 14 maja do ostatniego etapu z USA do francuskiego La Rochelle. Chcę też wykorzystać pobytu w Fortalezie żeby naprawić bukszpryt i pojechać do szpitala, sprawdzić, co z moimi żebrami po niedawnym upadku do kokpitu na plecy. Bardzo mi przykro, że muszę to powiedzieć - zakończył Gutkowski.
Postój techniczny nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji w postaci punktów karnych. Jest to dozwolone regulaminem regat. Gdańszczanin może pozostać w porcie tyle czasu, ile będzie wymagała naprawa uszkodzenia. Pomoc zaoferowali mieszkający w Fortalezie polscy żeglarze, m.in. Dariusz Marchewka prowadzący szkołę kitesurfingu.
zew, PAP