Stale podrażnione dłonie
Jak opowiada PAP dyrektor Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie Małgorzata Sobieszczak-Marciniak, państwo Curie poddali analizie kilka ton blendy smolistej, będącej odpadkami z kopalni uranu. Wtedy o promieniowaniu wiedziano niewiele. Jednak, kiedy Marii Skłodowskiej-Curie i jej mężowi Piotrowi udało się wyizolować z rudy uranowej polon, a następnie rad, szybko okazało się, że pierwiastki promieniotwórcze mają bardzo silny wpływ na ludzkie ciało. Przede wszystkim, pracujący z radioaktywnością naukowcy doznawali poparzeń skóry. Henri Becquerel, jak mówi Sobieszczak-Marciniak, dotkliwie oparzył się radem przez szklana fiolkę, którą niósł w kieszeni kamizelki. Oboje Curie mieli stale podrażnione dłonie, na których niekiedy pojawiały się ranki lub łuszczyła się skóra.
W okresie wytężonej pracy nad wydzielaniem pierwiastków promieniotwórczych Maria Skłodowska-Curie trzykrotnie była w ciąży. Urodziła dwie zdrowe córki, ale jedna z ciąż zakończyła się poronieniem. Uczona przypisywała utratę dziecka przepracowaniu, nie będąc jeszcze w pełni świadoma wpływu, jaki na jej organizm wywierało promieniowanie.
Eksperymenty na własnym ciele
Szczególny eksperyment przeprowadził na sobie Piotr Curie. Rozmyślnie zbliżył do skóry własnej ręki próbkę radu. Promieniowanie wywołało głębokie oparzenie. - Piotr obserwował ranę i opisywał proces jej powstawania i gojenia, sporządzając szczegółowe notatki. Te eksperymenty naprowadziły następnie lekarzy na pomysł wykorzystania pierwiastków promieniotwórczych do leczenia chorób skóry - w tym nowotworów - mówi Sobieszczak-Marciniak.
"Źle jest z moimi oczami"
Jednocześnie lekarze coraz dokładniej badali i coraz lepiej rozumieli wpływ promieniowania na żywe organizmy. Nie było wątpliwości, że może ono być bardzo szkodliwe. Po I wojnie światowej Maria zaczęła podejrzewać, że niektóre jej poważne schorzenia mogą mieć związek z pracą. "Źle jest z mojemi oczami i uszami. (...) Oczy są bardzo osłabione i radziłam się co do nich lekarza, prawdopodobnie jednak niewiele można im dopomódz. Co do uszu, to dokucza mi szum prawie nieustanny, a przynajmniej bardzo częsty - nieraz bardzo silny. (...) Może być, że jest jakiś związek z radem, ale niepodobna prawie mieć o tem opinię" - pisała w 1920 r. do swojej siostry Bronisławy.
"Anemia złośliwa aplastyczna"
Kiedy w 1934 r. Maria zachorowała obłożnie lekarze zalecali różne kuracje i diagnozowali różne przypadłości, w tym gruźlicę. Zgodnie z ich zaleceniami noblistkę przewieziono do uzdrowiska w Szwajcarii. Tam stwierdzono anemię o bardzo szybkim przebiegu. Uczonej nie udało się uratować. Dopiero późniejsze przemyślenia lekarzy pozwoliły na określenie rzeczywistej przyczyny śmiertelnej choroby. "Pani Curie może być zaliczona do ofiar długotrwałego działania ciał promieniotwórczych, które odkryła wraz z mężem" - napisał po jej śmierci jeden z jej współpracowników z Instytutu Radowego i lekarz uczonej prof. Claude Regaud.
Z kolei dyrektor szwajcarskiego sanatorium, w którym zmarła Skłodowska-Curie napisał w oficjalnym komunikacie: "Maria Curie zmarła w Sancellemoz dnia 1 lipca r. 1934, na skutek anemii złośliwej aplastycznej o przebiegu gwałtownym, gorączkowym. Szpik kostny nie zareagował prawdppodobnie dlatego, że zaszły w nim zmiany, spowodowane długoletnim wpływem promieni".
Śmierć przez rentgena
Współcześni naukowcy zdają się jednak przychylać raczej do tezy, że to nie badania nad uranem i radem doprowadziły do choroby Marii Skłodowskiej-Curie, a jej humanitarna działalność w czasie I wojny światowej. Dzięki jej staraniom udało się zorganizować mobilne punkty prześwietleń rentgenowskich na potrzeby szpitali polowych. Maria i towarzysząca jej szesnastoletnia wtedy córka Irene zajmowały się głównie szkoleniem personelu medycznego w korzystaniu z tych urządzeń.
Panie Curie wykonały setki prześwietleń, prawdopodobnie ratując życie wielu rannych żołnierzy. Wszystko jednak ma swoje konsekwencje. - Z relacji z tamtego okresu wynika, że badanie pojedynczego żołnierza trwało około pół godziny. Łatwo sobie wyobrazić jaką dawkę promieniowania otrzymywał w tym czasie pacjent. Przy czym on otrzymywał ją zapewne jednorazowo, a osoby obsługujące aparat - wielokrotnie. Zdaniem współczesnych specjalistów to właśnie ta praca doprowadziła do choroby popromiennej Marii, a nie jej badania nad promieniotwórczością. Zwłaszcza, że Irene też zmarła na białaczkę, mimo że w swojej późniejszej pracy nad promieniotwórczością używała już ekranów i fartuchów ochronnych - opowiada dyrektorka muzeum.
zew, PAP