Burmistrz Bisztynka nie przyznał się do winy i złożył przed sądem bardzo obszerne wyjaśnienia. Zeznał, że ciągnik sprowadził z Holandii przy pomocy pośredników handlu tego typu sprzętem, dostał od nich fakturę. Jan W. przyznał, że ciągnika nie rejestrował, bo pole ma wokół domu "i nie ma potrzeby do jeżdżenia po drogach publicznych". Dodał, że szybko okazało się, iż holenderski ciągnik jest dla jego gospodarstwa zbyt słaby, dlatego postanowił odsprzedać go synowi, który prowadził odrębne gospodarstwo. - Gdybym wiedział, że ciągnik pochodził z nielegalnego źródła, nie odsprzedałbym go nikomu, a tym bardziej synowi - zapewniał Jan W. Dodał, że dowód rejestracyjny "został nie wyłudzony, a prawnie wydany", to samo mówił o uzyskaniu polis.
Paweł W. także nie przyznał się do winy. Zapewniał sąd, że zawsze marzył o byciu rolnikiem, a ziemię uprawiał od 18 roku życia. Powiedział też, że gdy ojciec powiedział mu o zamiarze sprzedania swoich maszyn, to się ucieszył, ponieważ "kupował od najbardziej zaufanej osoby, o której wiedział, że go nie oszuka". Przyznał, że na kupno maszyn przeznaczył dotację, którą jako młody rolnik dostał od ARMiR. - Był to mój pierwszy i zarazem ostatni projekt o dofinansowanie - mówił sądowi. Podkreślał, że pracownicy Agencji sprawdzali jego wniosek pod względem formalnym i nie zgłosili mu żadnych uwag ani zastrzeżeń.
PAP, arb