Swój status nielegalnego imigranta ukrywał za pomocą podrabianych dokumentów. W 2003 r. został przyjęty jako stażysta do "Washington Post", gdzie wylegitymował się prawem jazdy ze stanu Oregon, wydanym dzięki serii kłamstw. "Prawo jazdy, które wydano mi w 2003 r., miało stracić ważność osiem lat później, w moje 30. urodziny, czyli 3 lutego 2011 r. Miałem osiem lat na osiągnięcie sukcesu zawodowego. Liczyłem, że w tym czasie zostanie przyjęta reforma systemu imigracyjnego, co pozwoli mi zostać" - napisał Vargas w "New York Timesie".
Na początku roku dziennikarz dostał w stanie Waszyngton CD nowe prawo jazdy z datą ważności do końca 2016 r. "To dało mi możliwość pięciu kolejnych lat legitymowania się, ale też pięć kolejnych lat strachu, kłamania ludziom, których szanuję, i instytucjom, do których mam zaufanie, a także uciekania od osoby, jaką jestem" - wyznał. Jak podkreśla, w "Washington Post" starał się nie pisać na tematy związane z nielegalną imigracją, ale czasami było to niemożliwe. Raz musiał na przykład zrelacjonować stanowisko ówczesnej senator Hillary Rodham Clinton na temat praw jazdy dla nielegalnych imigrantów.
Droga Vargasa do Stanów Zjednoczonych rozpoczęła się w 1993 r., gdy miał 12 lat. Matka zawiozła go wtedy na lotnisko w Manili i przedstawiła nieznanemu mężczyźnie, którego nazwała jego wujkiem. W rzeczywistości był to przemytnik imigrantów, który zawiózł chłopca do jego dziadków w Kalifornii. Młody Vargas zorientował się, że jest w USA nielegalnie, gdy 4 lata później chciał sobie wyrobić prawo jazdy. Usłyszał wtedy od urzędnika, że jego zielona karta jest fałszywa.
zew, PAP