Już rok temu rząd Hamasu próbował po raz pierwszy zabronić kobietom korzystania z usług męskich fryzjerów. W efekcie, w mieście Gaza - stolicy palestyńskiej enklawy - pozostało zaledwie kilka zakładów fryzjerskich, w których klientki mogły być obsługiwane przez mężczyzn, co - jak twierdzą ortodoksyjni muzułmanie - jest niezgodne z Koranem. Fryzjerzy narzekali, że biznes kręci się coraz gorzej, ponieważ kobiety boją się korzystać z ich usług. Ich klientkami były głównie cudzoziemki z organizacji pomocowych, a także nieliczne arabskie chrześcijanki. Teraz fryzjerzy mówią, że są obserwowani przez tajniaków i boją się, że mogą całkiem stracić zajęcie, a na inne nie mają szans, bowiem bezrobocie w Gazie wynosi powyżej 45 proc. - To moja praca od roku 1984, nie mam innej. Co mam teraz robić? - pytał bezradnie korespondenta BBC Adnan Barakat.
Odkąd Hamas przejął władzę w Strefie Gazy w 2007 roku zadeklarował, że skończy z "sekularyzacją i herezją" i będzie prowadzić politykę "powrotu do islamskiej tradycji". Pojawiło się sporo zakazów dotyczących ubioru czy zachowania - zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Nieznani sprawcy napadali i podpalali nawet tzw. letnie obozy na plażach, zorganizowane przez ONZ - dlatego, że były koedukacyjne.
Według organizacji Human Rights Watch, Hamas już od ubiegłego roku nasilił działania na rzecz "islamizacji Gazy", represjonując nieliczne organizacje pozarządowe i "poważnie naruszając wolność osobistą" ludzi. Zdaniem części ekspertów, wprowadzając kolejne obyczajowe restrykcje Hamas próbuje zamknąć usta swoim jeszcze bardziej radykalnym krytykom, czyli salafitom. Zarzucają oni Hamasowi, że staje się nadmiernie umiarkowany - zwłaszcza od czasu, gdy ogłosił zawieszenie broni w konfrontacji z Izraelem i podpisał porozumienie o utworzeniu rządu jedności narodowej z laickim Fatahem, który rządzi w drugiej palestyńskiej enklawie - na Zachodnim Brzegu.
PAP, arb