Widzieliście może plakaty nawołujące do zabrania ze sobą kultury na wakacje? To najnowszy pomysł Ministerstwa Kultury, realizowany przez Narodowe Centrum Kultury. Idea szczytna, intencje dobre, ale sam pomysł fatalny. Czyli wszyscy chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle. I wszyscy za to płacimy.
Wakacje, jakie są, każdy wie. To dla jednych okres wzmożonego lenistwa, zbijania bąków i myślenia o tym jak bardzo nie chce się nic robić. Dla innych to okres dalszych bądź bliższych podróży, wspaniałych przygód, zepsutych autokarów, strajków na granicy, lotów balonem. Dla jeszcze innych – to czas narzekania na poprawki, obrony pracy magisterskiej lub zgrzytania zębami wobec hardości i nieustępliwości przełożonego, który kręci głową na dźwięk słowa „urlop". Wszystkich jednak łączy oczywisty, zdawałoby się, fakt wakacyjnego ukulturowienia. Bo kto – mając trochę wolnego czasu - nie zabiera ze sobą książki, kto nie chodzi do kina, kto nie słucha muzyki z odtwarzacza?
A jednak resort kultury w wakacyjne ukulturowienie Polaków nie wierzy. Aby należycie ich ukulturowić, zainwestował więc pieniądze podatników w kampanię outdoorową: „Weź kulturę na wakacje". Organizatorem kampanii jest Narodowe Centrum Kultury, które zajmuje się - mówiąc górnolotnie - krzewieniem kultury i obroną dziedzictwa narodowego przed wyginięciem. Celem kampanii jest przekonanie wyjeżdżających na zasłużone wakacje Polaków, by zabrali ze sobą książkę, gitarę, cymbałki, najnowszy numer Playboya, iPoda, płytę Beyonce lub inny kulturowy artefakt. Jeden z billboardów przedstawia entuzjastę muzyki w białym t-shircie, który, jak każe hasło kampanii, chowa do plecaka odtwarzacz MP3 i z radością wsłuchuje się w dźwięki wydobywające się ze słuchawek. Inny billboard – ukazuje sielankowy obrazek: gitarę i namiot. Wzruszające prawda? My i kultura – razem nad jeziorem.
Chociaż kampanii przyświeca szczytna idea, to jej realizacja jeży włosy na głowie. Koszt zaprojektowania i wystawienia 600 billboardów w 18 miastach wyniósł ponad 180 tysięcy złotych. Kwota nie jest może powalająca, ale jeśli zdamy sobie sprawę, że Ministerstwo Kultury wydało tyle na przekonanie Polaków, by zabrali ze sobą pod namiot odtwarzać MP3 wraz ze słuchawkami, to zaczniemy mieć poważne wątpliwości co do trzeźwości umysłów niektórych przedstawicieli resortu.
Czy naprawdę nakłady na kulturę w Polsce są tak niskie, a promowane dzieła tak mierne, że resortu nie stać na zatrudnienie urzędników, którzy uświadomią decydentów, że dziś na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które nie noszą na co dzień jakiegoś odtwarzacza MP3 i że niemal każdy, kto zdoła połączyć ze sobą przedstawione na billboardach literki w wyrazy, z dużym prawdopodobieństwem czyta też książki? (a jeśli nie czyta – to skąd pewność, że będzie chciał czytać teksty na billboardach?).
Może 180 tysięcy złotych lepiej byłoby wydać na dofinansowanie niewielkich trup teatralnych? Albo lokalnych festiwali muzycznych? A może warto by zainwestować w kampanie, które naprawdę przyczynią się do ukulturowienia Polaków? Osobiście zacząłbym od szkolenia „Jak wyrzucić pieniądze, by w błocie uformował się smiley".
A jednak resort kultury w wakacyjne ukulturowienie Polaków nie wierzy. Aby należycie ich ukulturowić, zainwestował więc pieniądze podatników w kampanię outdoorową: „Weź kulturę na wakacje". Organizatorem kampanii jest Narodowe Centrum Kultury, które zajmuje się - mówiąc górnolotnie - krzewieniem kultury i obroną dziedzictwa narodowego przed wyginięciem. Celem kampanii jest przekonanie wyjeżdżających na zasłużone wakacje Polaków, by zabrali ze sobą książkę, gitarę, cymbałki, najnowszy numer Playboya, iPoda, płytę Beyonce lub inny kulturowy artefakt. Jeden z billboardów przedstawia entuzjastę muzyki w białym t-shircie, który, jak każe hasło kampanii, chowa do plecaka odtwarzacz MP3 i z radością wsłuchuje się w dźwięki wydobywające się ze słuchawek. Inny billboard – ukazuje sielankowy obrazek: gitarę i namiot. Wzruszające prawda? My i kultura – razem nad jeziorem.
Chociaż kampanii przyświeca szczytna idea, to jej realizacja jeży włosy na głowie. Koszt zaprojektowania i wystawienia 600 billboardów w 18 miastach wyniósł ponad 180 tysięcy złotych. Kwota nie jest może powalająca, ale jeśli zdamy sobie sprawę, że Ministerstwo Kultury wydało tyle na przekonanie Polaków, by zabrali ze sobą pod namiot odtwarzać MP3 wraz ze słuchawkami, to zaczniemy mieć poważne wątpliwości co do trzeźwości umysłów niektórych przedstawicieli resortu.
Czy naprawdę nakłady na kulturę w Polsce są tak niskie, a promowane dzieła tak mierne, że resortu nie stać na zatrudnienie urzędników, którzy uświadomią decydentów, że dziś na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które nie noszą na co dzień jakiegoś odtwarzacza MP3 i że niemal każdy, kto zdoła połączyć ze sobą przedstawione na billboardach literki w wyrazy, z dużym prawdopodobieństwem czyta też książki? (a jeśli nie czyta – to skąd pewność, że będzie chciał czytać teksty na billboardach?).
Może 180 tysięcy złotych lepiej byłoby wydać na dofinansowanie niewielkich trup teatralnych? Albo lokalnych festiwali muzycznych? A może warto by zainwestować w kampanie, które naprawdę przyczynią się do ukulturowienia Polaków? Osobiście zacząłbym od szkolenia „Jak wyrzucić pieniądze, by w błocie uformował się smiley".