Piątkowy etap liczył 109,5 km, był niezwykle trudny i już od początku miał emocjonujący przebieg. Najpierw kolarze wspinali się, podobnie jak w czwartek, na Col du Galibier, a w drugiej części etapu na pięknie usytuowany Alpe d'Huez. W pierwszej części etapu uciekła kilkuosobowa grupa, w której byli m.in. Andy Schleck i ubiegłoroczny triumfator TdF Hiszpan Alberto Contador (Saxo Bank). Już wówczas problemy zaczął mieć Voeckler, który tracił przez długi czas około pół minuty. Pech (defekt roweru) dopadł innego zawodnika z czołówki klasyfikacji generalnej - Cadela Evansa. Australijczyk - w przeciwieństwie do Francuza - szybko jednak odrabiał straty i razem m.in. ze starszym z braci Schlecków (Frankiem) dogonił uciekającą grupę.
Decydująca o losach wyścigu akcja miała miejsce 12 kilometrów przed metą. Wówczas zaatakował Contador, który w pewnym momencie miał nawet 1.40 przewagi nad grupą braci Schlecków i Evansa. W pościg za Hiszpanem ruszyli Hiszpan Samuel Sanchez (Euskaltel) oraz świetnie spisujący się tego dnia Pierre Rolland. Dwa kilometry przed linią mety dogonili Contadora, a wkrótce potem uciekli słynnemu kolarzowi. Sanchez nie wytrzymał tempa Rollanda i na finiszu stracił do niego 14 sekund. Trzeci był Contador. Andy Schleck finiszował jako dziewiąty (w grupie ze swoim bratem oraz Evansem), ze stratą 57 sekund do triumfatora. Najlepszy z Polaków, Sylwester Szmyd z Liquigas, przez cały etap pomagał Włochowi Ivanowi Basso i na metę przyjechał na 41. miejscu, ze stratą prawie dziesięciu minut do Rollanda.
Do końca wyścigu pozostały dwa etapy - w tym sobotnia jazda indywidualna na czas - która chyba przesądzi o losach wyścigu. Zapowiada się pasjonująca rywalizacja między braćmi Schleckami oraz Evansem, który uchodzi za specjalistę od "czasówek".
zew, PAP