Dwaj Polacy, Francuz i Włoch nie narzekali na współpracę. Dawali sobie solidne, mocne zmiany i ich przewaga szybko urosła do pięciu minut. Po drodze dzielili się punktami na lotnych i górskich premiach. Kurek wygrał finisze w Siewierzu i Mierzęcicach, w Porębie był drugi i zainkasował osiem sekund bonifikaty, stając się "wirtualnym" liderem wyścigu. Z kolei Matysiak był pierwszy na górskich premiach w Będzinie i Dąbrowie Górniczej, co oznaczało, że odbierze różową koszulkę najlepszego "górala" Michałowi Gołasiowi.
Peleton trzymał jednak ucieczkę pod kontrolą i nie ulegało wątpliwości, że doścignie śmiałków. Ostatecznie stało się to na rundach w Dąbrowie Górniczej, gdy do mety zostało 12 kilometrów. Na wyczyny Kurka musiał zareagować Kittel. Tylko skutecznym finiszem mógł obronić żółtą koszulkę. Ostatnia, pięciokilometrowa runda w Dąbrowie - to nerwowe przepychanki w peletonie. Półtora kilometra przed metą doszło do dużej kraksy, w której ucierpiał m.in. Błażej Janiaczyk (CCC). Kittel był już wtedy z przodu, znakomicie rozprowadzany przez Holendra Toma Veelersa. Na finiszu 23-letni Niemiec pokazał wielką klasą. Wygrał z jeszcze większą przewagą niż w Warszawie, gdzie finiszował imponująco. Kolejne miejsca zajęli Australijczycy - "przyszywany" reprezentant tego kraju Heinrich Haussler oraz Graeme Brown.
- Wiedziałem, że tracę koszulkę na rzecz polskiego kolarza. To było dla mnie dodatkową motywacją, by walczyć o kolejne zwycięstwo. Fantastycznie spisała się moja ekipa. Wiem od kolegów, że jutrzejszy etap kończy się w Katowicach z górki, na dużej szybkości. Jestem podekscytowany i na pewno nie odpuszczę - powiedział kolarz z Turyngii, były mistrz świata juniorów i mistrz Europy młodzieżowców w jeździe na czas.
Kurek na mecie promieniał. Niewiele brakowało, by nieznany szerzej kolarz, który do reprezentacji na Tour de Pologne trafił w ostatniej chwili, został pierwszym w historii Polakiem prowadzącym w imprezie rangi World Tour. - Uciekliśmy znów z Bartkiem i z Francuzem z Euskaltelu trochę przez przypadek, bo się nie umawialiśmy. Przez dwa dni dobrze się w trójkę poznaliśmy. Ustaliłem w trakcie etapu z Bartkiem, że dzielimy się punktami: ja walczę na lotnych finiszach, on na górskich. Zdawałem sobie sprawę, że mogę zostać liderem całego wyścigu. Niestety, Niemiec wygrał etap, ale na pewno nie jestem zawiedziony - powiedział Kurek, odznaczający się w peletonie nie tylko czerwoną koszulką najaktywniejszego, ale tez wzrostem. Mierzy prawie dwa metry.
We wtorek kolejny sprinterski etap, z Będzina do Katowic.
zew, PAP