Klapki Kubota, do tego wysłużone skarpety frotte i cztery paski na oryginalnym dresie marki Adidos. A w wersji żeńskiej: białe kozaczki, różowe kabaretki, mikromini, top „Versacze” odkrywający pępek przekłuty kolczykiem (koniecznie z cyrkonią!). Czy tak dziś wyglądają Polacy? Album „Fashion People Polska” to dowód na to, że nie. Już nie.
Przez ostatnie lata Polacy próbowali wyleczyć się z kompleksów wobec mieszkańców krajów zachodnich. Z różnym skutkiem. Zwykle kończyło się na bezmyślnym kopiowaniu najbardziej kiczowatych trendów i masowej produkcji koszulek z napisem D&G. W nieco innej wersji „pogoni za Zachodem" kalifornijską opaleniznę uzyskiwaliśmy podczas godzinnych sesji w solarnianych opiekaczach, a w walce o blond loki à la Pamela Anderson przepalaliśmy włosy utleniaczami. Nie ominęła nas oczywiście moda na powiększone do absurdalnych rozmiarów piersi i sztuczne szpony. Mężczyźni byli pod tym względem nieco bardziej leniwi - często ograniczali się do kopiowania sportowej elegancji w stylu Davida Beckhama, co najczęściej skutkowało stylizowaniem się na kibola z przedmieść Londynu.
Te upiorne przebieranki to już jednak przeszłość – tak przynajmniej twierdzi znana producentka pokazów mody Dorota Wróblewska. Autorka albumu „Fashion People Week" przekonuje, że moda w Polsce nareszcie stała się naprawdę modna. Dowód? Dziesiątki zdjęć, które możemy zobaczyć w albumie. Zdjęcia przedstawiają zarówno studentów, jak i osoby nieco starsze: wychowujące dzieci, robiące karierę, a także zażywające uroków emerytury. To nie tylko mieszkańcy stolicy, ale także przedstawiciele innych miast i miasteczek. Co ich wszystkich łączy? Są Polakami i nie boją się wyglądać dobrze. Nie naśladują usilnie trendów z Zachodu – zamiast tego kreują własny styl, który przykuwa uwagę i inspiruje.
Wróblewska udowodniła, że dziś potrafimy dojrzale oceniać modowe nowinki - wybierać i kreatywnie interpretować te, które pasują do sytuacji i naszego indywidualnego stylu. Autorka albumu spacerując ulicami Warszawy, Gdańska czy Krakowa bez problemu odnalazła tam modnie ubranych ludzi. Ich stylizacji nie powstydziliby się eleganccy Paryżanie, awangardowi Berlińczycy czy Mediolańczycy sławiący bella figura. Kiczowate podróbki z połyskującymi napisami D&G i Adidos powędrowały w najciemniejsze zakamarki polskich szafy. Zastąpiły je zdobycze z second handów, stroje odnalezione w szafie dziadków, wytwory hand made i modne zestawy z tanich sieciówek. Nareszcie zrozumieliśmy, że nie trzeba wydawać fortuny, aby wyglądać dobrze. Wystarczy świadomość swojego ciała, znajomość podstawowych zasad dotyczących dress code’u, minimum wiedzy na temat bieżących trendów w modzie oraz odrobina odwagi i wyobraźni. Tylko tyle.