- Bardzo zepsułem ten konkurs. Przepraszam wszystkich kibiców, trenera Henryka Olszewskiego za to, że zmarnowałem rok wspólnej pracy, bardzo ciężkiej pracy. Ja tutaj powinienem walczyć o trochę inne pozycje, ale nie wyszło - powiedział.
"Źle, źle, bardzo źle"
Porażka tym bardziej boli, że poziom konkursu nie był zbyt wysoki i w zasięgu Majewskiego, który w tym sezonie pchnął już 21,60. Triumfował młody Niemiec David Storl wynikiem 21,78. - Konkurs jak było widać, rozkręcał się bardzo powoli. Po tym pierwszym całkiem niezłym pchnięciu, powinienem robić dalej swoje, a zamiast tego wszystko psułem technicznie. Źle, źle, bardzo źle się to ułożyło - dodał.
30-letni Majewski zapewnił, że spalona pierwsza próba nie powinna miała mieć wpływu na kolejne podejścia. - Miałem dalej tak samo mocno pchać. Bez kalkulacji, bez zmian. Niestety, nie wyszło. Technicznie wyglądało to najgorzej jak się dało. Mimo, że ten konkurs stał na bardzo słabym poziomie, ja byłem dziewiąty - ocenił. Jak przyznał, po raz ostatni w ten sposób się czuł w 2005 roku, po mistrzostwach świata w Helsinkach. Wówczas też zajął dziewiąte miejsce.
Jak nie wychodzi, to wszystkim
Zawody w Daegu nie idą Polakom najlepiej. Z sześciu szans medalowych, udało się wykorzystać jedną - po złoto w skoku o tyczce sięgnął Paweł Wojciechowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz). Rywalizacja potrwa do 4 września. - Mam nadzieję, że na mnie ta cała czarna seria się skończy. Może jeszcze z jeden medal zabierzemy. Nie wyszło nam. Okazuje się, że nie zawsze wychodzi. Ale że wszystkim naraz? To naprawdę pech. Do igrzysk mamy rok, więc ja bym zbytnio się nie martwił. Jak teraz jest katastrofa, to w igrzyskach powinno być dobrze - mówił Majewski.
Z psychiką dobrze, z techniką źle
Zawodnik podkreślił, że w jego przypadku nerwy w Daegu nie odegrały decydującej roli. - Psychika nie zawiodła, psułem wszystko techniczne. Za bardzo chciałem pchnąć tutaj daleko. Spaprałem to jak junior. W każdym starcie są nerwy i to jest potrzebne, bo bez tego nie ma występu, ale nie można przekraczać pewnych granic - ocenił.
zew, PAP