Trener zapowiadał "kalkulacje"
Trener Andrea Anastasi nie ukrywał, że jeśli zajdzie taka potrzeba, Polacy zaczną kalkulować. Sukces ze Słowakami dawał im niekorzystną drugą pozycję w grupie, przegrana trzecią. To głównie dlatego tym razem w pierwszym składzie włoski szkoleniowiec postawił na rezerwowych: Matusza Mikę, Michała Ruciaka, Jakuba Jarosza, Fabiana Drzyzgę, Grzegorza Kosoka. Słowacy potrzebowali z kolei trzech punktów, by zająć pierwsze miejsce w grupie i ze spokojem czekać na ćwierćfinały.
Początek spotkania dziwił wszystkich. Rezerwowy skład Polaków świetnie radził sobie na parkiecie. Znakomicie w ataku sprawował się Jarosz, który miał 75 procentową skuteczność. Pierwszego seta wygrali 25:23 i gdy w drugim na tablicy widniał rezultat 8:4 dla Polaków, nawet trener Niemców, były szkoleniowiec biało-czerwonych Raul Lozano, pytał się zdziwiony, po co Polacy walczą.
Zwycięstwo w sporcie to błąd
Wychodziło im niemal wszystko. Punkty zdobywali nawet... głową. Zebrani w O2 Arenie w Pradze kibice biało-czerwonych, tym razem dopingowali Słowaków. - Serce jest rozdarte. Z jednej strony, zwycięstwo to zwycięstwo, z drugiej, jeśli system pozwala na wybór przeciwnika, to dlaczego mielibyśmy tego nie zrobić? Nie bądźmy frajerami, już raz zapłaciliśmy srogą cenę - w ubiegłym roku w mistrzostwach świata. Nie można dwa razy popełniać takiego samego błędu - powiedział jeden z fanów. Polacy jakby usłyszeli jego słowa i drugiego seta przegrali 21:25. Z uśmiechem na twarzach podeszli do kolejnego, również przegranego - tym razem 18:25. Podjęli jeszcze walkę w następnym i było nawet 16:16, ale Słowacy wygranej nie dali sobie już odebrać i zwyciężyli 25:23.
W barażach biało-czerwoni, którzy bronią tytułu wywalczonego przed dwoma laty w Izmirze, zmierzą się z gospodarzami Czechami. Ich mecz w Karlowych Warach odbędzie się w środę o godz. 15.00. W przypadku wygranej w ćwierćfinale zmierzą się ze Słowakami.
zew, PAP