Ludwik Hirszfeld - lekarz, bakteriolog i immunolog - urodził się w 1884 roku w zasymilowanej rodzinie polskich Żydów. Do jego najważniejszych osiągnięć naukowych należy praca nad grupami krwi, która prowadził w latach 1907–1911 w Zurychu. Odkrył wówczas prawa dziedziczenia grupy krwi (które zastosował do celów dochodzenia ojcostwa) i wprowadził oznaczenie grup krwi jako 0, A, B i AB, przyjęte na całym świecie w roku 1928. Oznaczył również czynnik Rh i odkrył przyczynę konfliktu serologicznego, co uratowało życie wielu noworodkom. Podczas I wojny światowej uczestniczył w zwalczaniu epidemii tyfusu plamistego w Serbii, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 r. współtworzył Państwowy Zakład Higieny w Warszawie.
Podczas okupacji, wraz z innymi Żydami, Hirszfeld został zmuszony do zamieszkania w getcie warszawskim. Prowadził tam wykłady, pracował naukowo. W lipcu 1942 uciekł z getta na aryjską stronę, rok później, ukrywając się, zaczął spisywać swój pamiętnik (ukazał się w roku 1946 jako "Historia jednego życia"), w której wiele miejsca poświęca czasom okupacji.
Hirszfeld z punktu widzenia naukowca ocenia nazistowskie teorie o rasach. Jako serolog zauważa, że rozkład grup krwi wśród europejskich Żydów jest o wiele bardziej zbliżony do proporcji tych grup u narodów, z którymi żyją od wieków, niż do grup żydowskich z innych rejonów świata. To tylko jeden z przykładów absurdalności teorii rasowych, które podawał Hirszfeld na prowadzonych w getcie wykładach. Okiem naukowca Hirszfeld oglądał warunki sanitarne panujące w getcie, jako immunolog obserwował przebieg epidemii tyfusu. Jego zdaniem, epidemia była bezpośrednim skutkiem niemieckich zarządzeń - umieszczenia na niewielkim obszarze tłumów ludzi pozbawionych możliwości dbania o higienę i osłabionych głodem. Hirszfeld uważał, że wydane przez Niemców zarządzenia dotyczące walki z epidemią, nieuchronnie prowadziły do jej rozwoju. Sama procedura dezynfekcji, podczas której w małych łaźniach stłoczeni byli zdrowi i zarażeni, u których nie wystąpiły jeszcze objawy choroby, powoduje wiele nowych przypadków.
W kontekście toczącej się w ostatnim roku w Polsce dyskusji na temat skali pomocy ofiarowanej przez Polaków ginącym Żydom i udziału Polaków w tzw. trzeciej fazie Holokaustu ("Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa, "Jest taki piękny słoneczny dzień" Barbary Engelking, "Judenjagd. Polowanie na Żydów" Jana Grabowskiego), relacja Hirszfelda wydaje się przepojona przekonaniem o lojalności ogółu Polaków wobec żydowskich współobywateli. Odwiedzając więzienie przy Gęsiej, wypełnione Żydami osadzonymi najczęściej za wyjście na stronę aryjską, Hirszfeld zadaje im pytanie o przyjęcie za murem getta. "Słyszę ze wszystkich stron okrzyki starszych i dzieci, jakieś namiętne okrzyki tęsknoty i wdzięczności: +O, Polacy są dobrzy, dawali mi chleb, zupę, a nawet skarpetki. A ja nawet mogłem przenocować+. (...) Ci biedacy nie mogli wiedzieć, że mi rośnie serce na myśl, że mój naród, któremu opinia świata zarzuca antysemityzm, jest dobry. Mimo kary śmierci za pomoc i mimo odziedziczonej antypatii dla Żydów" - pisze Hirszfeld.
Naukowiec wspomina też ks. prałata Marcelego Godlewskiego z graniczącego z gettem kościoła Wszystkich Świętych, który - przed wojną antysemita - "gdy los zetknął go z tym dnem nędzy, odrzucił precz swoje nastawienie i cały żar swego kapłańskiego serca poświęcił Żydom" - pisał Hirszfeld. Naukowiec przedstawia dowody sympatii i troski ze strony Polaków - przypadki, gdy polscy robotnicy odmawiali przyjęcia wynagrodzenia od niego, dostarczenie mu przez Polaków cieplarki do pracy naukowej w getcie, wreszcie - przedstawiane mu wielokrotnie plany ratunku dla niego i jego rodziny. Chwali życzliwość chłopów spod Wiślicy, gdzie początkowo się ukrywał, i Grabowskich, właścicieli pobliskiego dworu, gdzie umieszczono go później. Grabowscy, jak wspomina Hirszfeld, byli antysemitami, co nie kłóciło się z ich współczuciem wobec losu Żydów i niesieniem im pomocy.
W pamiętnikach Hirszfelda można znaleźć opisy polowań na ukrywających się Żydów, w których brali udział także Polacy. "Istnieją sposoby, by zachęcić lub zmusić ludność do morderstw. Kilku policjantów za okazanie litości Żydom zastrzelono. Chłopi często ukrywali Żydów. Złapano kiedyś młodą Żydówkę i katowaniem wymuszono zeznanie, gdzie się ukrywała. Chłopów ukrywających ją zabito. Zawiadomiono polską policję, że Żydzi wydają chłopów i żeby ratować swoich lepiej takiego Żyda od razu zabić" - pisze Hirszfeld dodając, że dla zachęty Polakom pozwalano na zatrzymanie ubrania zabitego Żyda, urządzano publiczne przetargi pożydowskich mebli. "Z wieloma ludźmi rozmawiałem o tych sprawach - z ziemiaństwem, z klerem, z chłopami i z policją. Na ogół prawie wszyscy byli antysemitami, ale nie spotkałem wśród nich ludzi, którzy by aprobowali ten sposób likwidowania zagadnienia" - pisze Hirszfeld.
"Dobry człowiek mógł w najlepszym razie uratować życie jednego lub kilku Żydów, a i to nie na długo, szczególnie, jeśli nie posiadał środków. Jeden zły, szantażysta lub denuncjator mógł zniszczyć tysiące" - podsumowuje Hirszfeld.
Naukowiec przeżył okupację. Po wyzwoleniu Lublina w 1944 brał udział w tworzeniu Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej. W 1945 przeniósł się do Wrocławia i podjął pracę na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Wrocławskiego (był pierwszym dziekanem tego wydziału). W 1952 roku utworzył we Wrocławiu Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN. Zmarł 7 marca 1954 roku.
Wznowienie "Historii jednego życia" ukazało się nakładem Wydawnictwa Literackiego.